słoniki

author:  benari
5.0/5 | 7


śpisz do syta. uderzasz. w punkt.
umieram z głodu. czekam rozpięta
jak słońce w zenicie. jakby to miało
pomóc. budzisz się. wreszcie. całujesz

po powiekach. ohyda. układam wstęp
do tej samej bajki. nadgryzam kłamstwo.
trzeba strawić. chwieje się powieka
a i w myślach lepko. zastanawiam się.

w jaki sposób przypina się do ciebie.
normalnie? przecież wiem że nienormalnie.
normalnie nawet byś na nią nie spojrzał.
sprawdzam czas. ślimaczysz się.

przy lustrze. nos ci rośnie jak we włoskiej
bajce. a na mnie tłuką się porcelanowe słoniki.
jeszcze jeden przede mną. pęka w dłoniach. finezyjnie
zadzieram kolana. sprawdzam czas. no idź wreszcie.

kiedyś i ona się dowie. czym pachniesz
tak naprawdę. poszukam kartki. gdzieś tu była.
o tym posklejam słowa. mam tyle ubocznych
które dopiero rosną. słoniki to żaden dowód.

Poem versions


 
COMMENTS


My rating

My rating:  
10.10.2019,  A.L.

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  

Moja ocena

Wiesiu
Takie ,Słoniki , mogę czytać niezliczoną ilość razy.

My rating:  

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  

My rating

My rating: