Wieżej

author:  ste
5.0/5 | 2


pot zalewał ich twarze gdy
spaleni słońcem
obdarci
półżywi z pragnienia
budowali
a idąc
stopami w pęcherzach
uświęcali stopnie
z suszonej cegły

aż ujrzeli wreszcie
obiecane wrota
wtedy
jeden z nich
- największy barbarzyńca
wykrzyknął: "hej, ty tam!
otwieraj

to moja krew
mój pot moje skamieniałe ręce
dla ciebie.
przyszedłem tu
z samego dna piekła
i oto jestem."

zamiast tego
ten tchórz
o skórze nietkniętej ziemskim powietrzem
na miękkich podeszwach
w panice
machając rękami
pośpiesznie wypluwał zaklęcia
aż rozbiegli się
i nastał chaos

a on odetchnął z ulgą

obserwował tylko
jak w popłochu, pomstując
nieskładnie klecili obce wyrazy
pierwsze słowa nowego świata
zapominając o wieżeji

tylko jeden
największy barbarzyńca
stojąc na górze
wrzeszczał "Verdammte!"
i wciąż walił pięściami
w zamkniętą bramę
głupi
dziki
nieświadom
odrzucenia pańskiego.

Poem versions


 
COMMENTS


My rating

My rating:  
22.04.2012,  0364

nie wszystko ...

i nie wszystkim się wszystko podoba, ale wierzaj ...
22.04.2012,  0364