Wołają ... | version: 25.04.2022 11:29
W krzywym zwierciadle
niekochana brzydota i porzucone piękno
schizoidalnie miękko wykrzywione.
Schody jakubowe prowadzą donikąd,
ale wciąż można je zobaczyć
i choć zbryzgane krwią
nakładają się na zieleń traw.
A wszystko rozwleczone w jakiejś czerni
której nikt nie rozumie,
bo miesza się z dźwiękiem,
serce go nie rozpoznaje,
nic nie znaczy.
Brakuje ciepła dłoni, pierwszego dotyku,
który tłumaczył świat...
I gdy nagły świt
wyssie biel
i pociągnie kolorowe linie, żeby stały się jedno,
przyjdzie myśl - leć, powiedz im,
że się już nie spotkamy.
Ale jak się odnaleźć w tłumie,
skoro wszyscy są bezimienni...
niekochana brzydota i porzucone piękno
schizoidalnie miękko wykrzywione.
Schody jakubowe prowadzą donikąd,
ale wciąż można je zobaczyć
i choć zbryzgane krwią
nakładają się na zieleń traw.
A wszystko rozwleczone w jakiejś czerni
której nikt nie rozumie,
bo miesza się z dźwiękiem,
serce go nie rozpoznaje,
nic nie znaczy.
Brakuje ciepła dłoni, pierwszego dotyku,
który tłumaczył świat...
I gdy nagły świt
wyssie biel
i pociągnie kolorowe linie, żeby stały się jedno,
przyjdzie myśl - leć, powiedz im,
że się już nie spotkamy.
Ale jak się odnaleźć w tłumie,
skoro wszyscy są bezimienni...
Poem versions
- 23.05.2022 08:56
- 26.04.2022 20:48
- 26.04.2022 20:44
- 26.04.2022 19:53
- 26.04.2022 19:41
- 26.04.2022 03:02
- 25.04.2022 23:16
- 25.04.2022 22:22
- 25.04.2022 22:21
- 25.04.2022 22:12
- 25.04.2022 21:57
- 25.04.2022 21:57
- 25.04.2022 12:17
- 25.04.2022 11:32
- 25.04.2022 11:29
- 25.04.2022 11:28
- 25.04.2022 11:18
- 25.04.2022 11:10
- 25.04.2022 11:09
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating