Silesia Superior. Opisanie krainy i mieszkańców. | version: 24.02.2017 12:31
Nie zna morskiego odcienia błękitu,
kryształki soli w trawach jej nie spały.
Jest za to blisko delikatnych szczytów,
co tylko zimą noszą czepiec biały.
Kiedy stopnieje w rzekach lodu szkliwo,
to powracają tu kluczami ptaki.
Niech ich powroty nikogo nie dziwią:
znów nie dotarły do swojej Itaki.
A tuż pod nimi bezskrzydli wędrowcy
idą ogrzani słońca białą perłą.
Też są przejazdem, jakby trochę obcy,
więc dzierżą pamięć jak królewskie berło.
Losy ich da się, jak w krainach wszystkich,
wpisać pomiędzy dwa rejsy pokrótce:
w życie wpływają w czółenku kołyski
i stąd odchodzą w trumny ciasnej łódce.
Lecz osobliwy mają tutaj zwyczaj
zejść wiele głębiej niż drzewa korzenie
podziemne szlaki do kruszca wytyczać,
czym rozjuszają diabłów całe plemię.
Bytom niebiańskim też zabrali spokój:
wieże jak ostrza mają tu kościoły
i szczep nomadów pruje puch obłoków,
rzeźbiąc widziane później tam anioły.
Jeszcze w ich mowie przedziwną techniką
na twardej gamie gra rodzimy dialekt,
co jest miksturą z trzech różnych języków,
z całym indeksem tego wad i zalet.
I każde słowo jest szorstkim zaklęciem,
które na ląd ten cierpkim miodem ścieka.
Na ostateczne sensu odsłonięcie
komuś na pewno dane jest doczekać.
Lecz póki rejs trwa kołysek i trumien,
a swej ojczyzny poszukują ptaki,
niech słońce budzi na policzkach rumień
odczytującym pośród ścieżek znaki.
Z potoków schodzą chwilowe lodowce,
kręcą się koła szybów jak wrzeciona.
Jeszcze iść muszą bezskrzydli wędrowcy
i jest ta ziemia jeszcze niespełniona.
kryształki soli w trawach jej nie spały.
Jest za to blisko delikatnych szczytów,
co tylko zimą noszą czepiec biały.
Kiedy stopnieje w rzekach lodu szkliwo,
to powracają tu kluczami ptaki.
Niech ich powroty nikogo nie dziwią:
znów nie dotarły do swojej Itaki.
A tuż pod nimi bezskrzydli wędrowcy
idą ogrzani słońca białą perłą.
Też są przejazdem, jakby trochę obcy,
więc dzierżą pamięć jak królewskie berło.
Losy ich da się, jak w krainach wszystkich,
wpisać pomiędzy dwa rejsy pokrótce:
w życie wpływają w czółenku kołyski
i stąd odchodzą w trumny ciasnej łódce.
Lecz osobliwy mają tutaj zwyczaj
zejść wiele głębiej niż drzewa korzenie
podziemne szlaki do kruszca wytyczać,
czym rozjuszają diabłów całe plemię.
Bytom niebiańskim też zabrali spokój:
wieże jak ostrza mają tu kościoły
i szczep nomadów pruje puch obłoków,
rzeźbiąc widziane później tam anioły.
Jeszcze w ich mowie przedziwną techniką
na twardej gamie gra rodzimy dialekt,
co jest miksturą z trzech różnych języków,
z całym indeksem tego wad i zalet.
I każde słowo jest szorstkim zaklęciem,
które na ląd ten cierpkim miodem ścieka.
Na ostateczne sensu odsłonięcie
komuś na pewno dane jest doczekać.
Lecz póki rejs trwa kołysek i trumien,
a swej ojczyzny poszukują ptaki,
niech słońce budzi na policzkach rumień
odczytującym pośród ścieżek znaki.
Z potoków schodzą chwilowe lodowce,
kręcą się koła szybów jak wrzeciona.
Jeszcze iść muszą bezskrzydli wędrowcy
i jest ta ziemia jeszcze niespełniona.
Poem versions
- 6.01.2022 23:18
- 6.01.2022 23:18
- 24.02.2017 12:31
- 24.02.2017 12:31
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
Moja ocena
Urzekający wiersz...Pozdrawiam.My rating
My rating
Moja ocena
Wiersz przepiękny.Piękny język i fraza.
Brawo Michał.
My rating