Studnia
wodę przynosił do babci
ładny jasnowłosy chłopak
od Sproskich
(drewniany dom z bujnym ogrodem
w którym pachniały floksy)
siostra kuzynka i ja
w strojach kąpielowych
i absurdalnych
na drewnianym balkonie
szpilkach
rozłożone na płóciennych leżakach
przybieramy dorosłe pozy
on pręży muskuły
my wyciągamy na całą długość
pajęcze nogi
woda z Madziar
smakuje chłodną głębią
przewodzi elektryczne impulsy
szybsze od dźwięku i światła
wirującego
pod pół przymkniętą powieką
pulsują zuchwałe usta
słodki pożar
we wszystkich językach wszechświata
kropla w muszli pępka
lśniąca słona perła
rozgorączkowane niebo
styka się z drewnianą balustradą
do drzazgi we krwi
płynie
studnia woła
anioły pańskie
dźwięczy metalowy łańcuch
gonimy się jak małe dzieci
skaczę z dwumetrowego muru
pieką podeszwy stóp
iskrzy dotyk
wiszę na trzepaku
na którym zaraz potem
flirty i intelektualne konwersacje
o głuchej samotności Norwida
i konstelacji Andromedy
na północnym niebie
jest południe
kręcę zawrotne fikołki
bez trzymania się rękami
ostrzegawcze dzwony u franciszkanów
Chrystus Frasobliwy pod starą lipą
zmysłowy zapach
wariacje tętna
chłopak floksy trzepak studnia
Bóg jeden wie
i diabeł który w szczegółach
łypie zielonym okiem
co bardziej niebezpieczne
dla egzaltowanej nastolatki
chłopak podobno został lekarzem
ciała obce pod precyzyjną dłonią
atlas anatomiczny w opuszkach
symptomy objawy
jawy i sny –
przez trzepak przepływa rzeka światła
zapomnianego na śmierć i dalsze życie
w innych okolicach
w ogrodzie pachną zdziczałe floksy
studnia obiecuje powroty
w zamian za złotą monetę
spod ciężkiego języka anioła
przyciąganie
roztargnionych ciał
na odległość
międzyplanetarną
spoza bez –
względnego czasu
metaliczny chłód wody
żarliwy smak przepaści
lśniąca słona perła
pod językiem
ładny jasnowłosy chłopak
od Sproskich
(drewniany dom z bujnym ogrodem
w którym pachniały floksy)
siostra kuzynka i ja
w strojach kąpielowych
i absurdalnych
na drewnianym balkonie
szpilkach
rozłożone na płóciennych leżakach
przybieramy dorosłe pozy
on pręży muskuły
my wyciągamy na całą długość
pajęcze nogi
woda z Madziar
smakuje chłodną głębią
przewodzi elektryczne impulsy
szybsze od dźwięku i światła
wirującego
pod pół przymkniętą powieką
pulsują zuchwałe usta
słodki pożar
we wszystkich językach wszechświata
kropla w muszli pępka
lśniąca słona perła
rozgorączkowane niebo
styka się z drewnianą balustradą
do drzazgi we krwi
płynie
studnia woła
anioły pańskie
dźwięczy metalowy łańcuch
gonimy się jak małe dzieci
skaczę z dwumetrowego muru
pieką podeszwy stóp
iskrzy dotyk
wiszę na trzepaku
na którym zaraz potem
flirty i intelektualne konwersacje
o głuchej samotności Norwida
i konstelacji Andromedy
na północnym niebie
jest południe
kręcę zawrotne fikołki
bez trzymania się rękami
ostrzegawcze dzwony u franciszkanów
Chrystus Frasobliwy pod starą lipą
zmysłowy zapach
wariacje tętna
chłopak floksy trzepak studnia
Bóg jeden wie
i diabeł który w szczegółach
łypie zielonym okiem
co bardziej niebezpieczne
dla egzaltowanej nastolatki
chłopak podobno został lekarzem
ciała obce pod precyzyjną dłonią
atlas anatomiczny w opuszkach
symptomy objawy
jawy i sny –
przez trzepak przepływa rzeka światła
zapomnianego na śmierć i dalsze życie
w innych okolicach
w ogrodzie pachną zdziczałe floksy
studnia obiecuje powroty
w zamian za złotą monetę
spod ciężkiego języka anioła
przyciąganie
roztargnionych ciał
na odległość
międzyplanetarną
spoza bez –
względnego czasu
metaliczny chłód wody
żarliwy smak przepaści
lśniąca słona perła
pod językiem
Moja ocena
Moja ocena
Moja ocena
Moja ocena
Moja ocena
Moja ocena
Moja ocena
Moja ocena