Studnia
w wydrążonych dziuplach
dojrzewają oddechy
chociaż mają jeszcze postać larwy
już wyrastają im spękane skrzydła
poranek zakrzepł krwią
w kąciku ust
projekcje palców
pełzną zmurszałą podłogą
w kierunku opuszczonych kościołów
czarne kruki
wracają do konfesjonałów
podczas ostatniej kwadry wiary
głowa opada na dno DNA
suchej studni
budzę się z rozciętą aortą
z której wyciekają słowa
cień martwego boga
płoży się pod stopami
wplatając zgniłe gniazda
w postronki żył
wiszę na nich
w pokoju pełnym cieni
jeden z nich przebija mi bok
wypływa krew gęsta jak smoła
jestem krewnym smoka
który przygląda mi się
przez dziurę w studni
boję się os
pszczół
szerszeni
i głupich kobiet
przytłaczają mnie białe ściany
drzwi bez klamek
tęsknota spływa ze mnie
wprost do studni na Gartenweg
w Kolonii
rzucam kości
szansa jedna na milion
spojrzeń w jej stronę
rozgrywka przy zielonym stoliku
z zielonymi ludźmi
noszącymi zielone garnitury
podobnymi do pająka znalezionego
na białej ścianie o piątej nad ranem
zrywają się żyły
upadam na dno
mojej we mnie studni
smok wchodzi do pokoju
i czego się gapisz?
wyciągam z szuflady
kilka spinaczy
spinam obrazy jej nagiego ciała
wsunę je w przebity bok
zatamują krew
gęstą jak smoła
a co jeśli mnie wypchają
durnymi wiadomościami
o sexaferach
malwersacjach
śmierci?
zacznę gnić i cuchnąć szarością
kolejnego pustego dnia
pewnie się domyślasz
Ty który teraz czytasz te słowa
widzisz moje bebechy
potrafisz to wszystko zdefiniować?
tęsknię?
tak zgadł(aś)eś
tęsknię
i nie wstydzę się tego
a przecież mógłbym z tą tęsknotą
pójść do jakiejś podłej knajpy
wychylić kilka szklanek whisky
i obić mordę jakiemuś awanturnikowi
oni zawsze się znajdują
poszukiwacze wrażeń i kolekcjonerzy
autografów od lekarzy wszelkiej maści
co Ty o mnie wiesz drogi czytelniku
nie wydaje Ci się że Twoja wiedza
jest wiedzą pierwszoklasisty?
ale nie martw się
nie Ty jeden wiesz o mnie tyle
pozwól że wypiję za Twoje zdrowie
mojego mi szkoda
dojrzewają oddechy
chociaż mają jeszcze postać larwy
już wyrastają im spękane skrzydła
poranek zakrzepł krwią
w kąciku ust
projekcje palców
pełzną zmurszałą podłogą
w kierunku opuszczonych kościołów
czarne kruki
wracają do konfesjonałów
podczas ostatniej kwadry wiary
głowa opada na dno DNA
suchej studni
budzę się z rozciętą aortą
z której wyciekają słowa
cień martwego boga
płoży się pod stopami
wplatając zgniłe gniazda
w postronki żył
wiszę na nich
w pokoju pełnym cieni
jeden z nich przebija mi bok
wypływa krew gęsta jak smoła
jestem krewnym smoka
który przygląda mi się
przez dziurę w studni
boję się os
pszczół
szerszeni
i głupich kobiet
przytłaczają mnie białe ściany
drzwi bez klamek
tęsknota spływa ze mnie
wprost do studni na Gartenweg
w Kolonii
rzucam kości
szansa jedna na milion
spojrzeń w jej stronę
rozgrywka przy zielonym stoliku
z zielonymi ludźmi
noszącymi zielone garnitury
podobnymi do pająka znalezionego
na białej ścianie o piątej nad ranem
zrywają się żyły
upadam na dno
mojej we mnie studni
smok wchodzi do pokoju
i czego się gapisz?
wyciągam z szuflady
kilka spinaczy
spinam obrazy jej nagiego ciała
wsunę je w przebity bok
zatamują krew
gęstą jak smoła
a co jeśli mnie wypchają
durnymi wiadomościami
o sexaferach
malwersacjach
śmierci?
zacznę gnić i cuchnąć szarością
kolejnego pustego dnia
pewnie się domyślasz
Ty który teraz czytasz te słowa
widzisz moje bebechy
potrafisz to wszystko zdefiniować?
tęsknię?
tak zgadł(aś)eś
tęsknię
i nie wstydzę się tego
a przecież mógłbym z tą tęsknotą
pójść do jakiejś podłej knajpy
wychylić kilka szklanek whisky
i obić mordę jakiemuś awanturnikowi
oni zawsze się znajdują
poszukiwacze wrażeń i kolekcjonerzy
autografów od lekarzy wszelkiej maści
co Ty o mnie wiesz drogi czytelniku
nie wydaje Ci się że Twoja wiedza
jest wiedzą pierwszoklasisty?
ale nie martw się
nie Ty jeden wiesz o mnie tyle
pozwól że wypiję za Twoje zdrowie
mojego mi szkoda
Moja ocena
Moja ocena
Moja ocena
Moja ocena
Moja ocena
Moja ocena
Moja ocena