z tej strony już nigdy (Moja Mała Polska)
ścielą się skrzypieniem kół piaszczyste drogi rzeźbione
śladami stóp ojca wspomnieniem matki dźwigającej
cały ciężar słońca z pszenicznych pól kolczasty drut
strzegący tajemnic sadu ostrzący zęby na chłopięce portki
kukuryku sługi świtu zabierające głos w niezaprzeczalnej
kwestii czasu i stary płot chwytający w pióra pościeli
pełną radość wiatru na dobry sen
kto dziś potrafi wyrzeźbić kłos w jasnym marmurze dzieży
magnificat chleba zziajane konie olszyn z rumieńcem
czystości pierwszych pocałunków pod zmurszałym zieleńcem
słów dziś już nikomu niepotrzebnych bogatsi w pośpiech
ubożsi o siwy włos i różaniec z lipowego drewna spod
starej kapliczki w której od dawna nie mieszkają święci
wczesnym świtem wychodził po rosę fidiaszowe dłuto
wykrawało światło tarczy okrągłej jak praca łamało krzyże
okien kapłanka domu malwa bezszelestnie trwała na rogu
smakowała powrót kiedy przychodził z pszczołami pod próg
pasły się w trawie dorodne grusze i jabłonie motyl
na szerokich plecach stodoły pielęgnował skrzydła
z tej strony już nigdy nie wróciło słońce
ubiera się w logikę gramatura cienia
cień gdy w mrok odejdzie
cóż nam zostanie - tylko niemoc
śladami stóp ojca wspomnieniem matki dźwigającej
cały ciężar słońca z pszenicznych pól kolczasty drut
strzegący tajemnic sadu ostrzący zęby na chłopięce portki
kukuryku sługi świtu zabierające głos w niezaprzeczalnej
kwestii czasu i stary płot chwytający w pióra pościeli
pełną radość wiatru na dobry sen
kto dziś potrafi wyrzeźbić kłos w jasnym marmurze dzieży
magnificat chleba zziajane konie olszyn z rumieńcem
czystości pierwszych pocałunków pod zmurszałym zieleńcem
słów dziś już nikomu niepotrzebnych bogatsi w pośpiech
ubożsi o siwy włos i różaniec z lipowego drewna spod
starej kapliczki w której od dawna nie mieszkają święci
wczesnym świtem wychodził po rosę fidiaszowe dłuto
wykrawało światło tarczy okrągłej jak praca łamało krzyże
okien kapłanka domu malwa bezszelestnie trwała na rogu
smakowała powrót kiedy przychodził z pszczołami pod próg
pasły się w trawie dorodne grusze i jabłonie motyl
na szerokich plecach stodoły pielęgnował skrzydła
z tej strony już nigdy nie wróciło słońce
ubiera się w logikę gramatura cienia
cień gdy w mrok odejdzie
cóż nam zostanie - tylko niemoc
Moja ocena
Moja ocena
Można się...
...przenieść w czasie i poczuć to o czym piszesz. PięknieMoja ocena
Moja ocena
... ja też lubię Twoje wiersze !Meine Bewertung
"magnificat chleba" a, obok " starej kapliczki w której od dawna nie mieszkają święci.bardzo mi się podoba. wszystko jest tu takie dopieszczone jak troska w wierszu w której czuje się dużo serca.
No i język, pomomo klasycznych motywów jest na wskroś współczesny.