Obława V (Bunt)

autor:  hebraista
5.0/5 | 1


Obława V (Bunt)

Znowu uciekam, znowu sfora taka bliska,
już wiernych sojuszników nie mam – z własnych łap
i ciemna jucha, a z nią życie – ciekną z pyska
i nos zawodzi, ta ostatnia z wilczych map.

Niech więc przychodzą, ja śmierci się nie boję.
Nim weźmie wszystko, dam jej wcześniej swoje kły
Wiecznie się nimi będę szarpać z nią o swoje,
póki w mym poszarpanym ciele starczy sił.

Oto mnie sfora otoczyła swym konwojem
śliniących szczęk, ale myśliwy jeszcze w dali.
I czy to z lęku czy z respektu ząb naboje
ciągle wahają się by skoczyć mi do krtani!

Ale myśliwy już się z między drzew wyłania
I wściekłym głosem iść im każe do ataku.
A więc ruszają na mnie bez opamiętania
Nie stanie sfora wszak z powrotem się – watahą.

I choćbym chciał nie powiem braciom swoim – bierz go,
nad nikim oprócz siebie nie pragnę mieć władzy
To ludzka rzecz jest – żądać posłuszeństwa
a wilcza – jeśli trzeba o swą wolność zabić!

Więc pierwszy kundel, który skoczył mi do szyi
na boku leży i śnieg młóci pod łapami.
Drugiego wziąłem zaraz w szczęki i tak wyje
jakby raz drugi go trzebili obcęgami!

Trzeci miał skoczyć, ale nagle się zawahał –
i cała sfora we mnie swe utkwiła ślepia.
I widzę wtedy, że w niej także jest wataha
ale ukryta, upodlona przez człowieka.

Myśliwy krzyczy, nagle zda się śmieszny prawie,
kiedy posłuchu mu zabrakło wśród swych ofiar.
On tego świadom, więc już broń bierze na ramię
i już dwururkę przyłożoną ma do oka.

Celuje we mnie, bom ja serce tego buntu
Musi mnie zabić – by odzyskać swoją władzę.
Lecz nie wie że to wokół – to nie sfora kundlów,
to wilcze stado, a nikt nie włada nad stadem!

Nim spust pociągnie skaczą w niego w okamgnieniu
lecz pada wystrzał i w jednego z naszych trafia.
Patrzę na tego, który padł i w tym spojrzeniu
jest hołd składany przez wilka dla wilka-brata

Najwyższą cenę przyszło mu zapłacić
Za tę wolności nieobjętej chwilę
Lecz nie wśród rabów umarł, umarł pośród braci
I sam nie rabem, tylko wolnym zszedł w mogiłę.

O bracia wilcy, wiedzcie, taka śmierć jest lepsza
od zadławienia się od kęsa pańskiej łaski!
Już lepiej dziurę w swoim karku mieć na przestrzał
i własną łapę - zostawić w potrzasku!

One to wiedzą, a więc idą do ataku
w tego kto dziś mordercą im, a wczoraj - panem.
Bo wtedy tylko sfora staje się watahą
kiedy ofiarą staje się, kto był tyranem.

Już broń wypuścił, już krew jego - w śniegu znakiem.
Ale zbliżają jego bracia się - myśliwi.
Więc rozbiegamy się na cztery strona świata
znowu w pogoni, ale wolni - więc szczęśliwi.

Nie będą jeść już nigdy więcej z pańskiej dłoni
Od dziś im kula, potrzask, las - będą ojczyzną.
Bo wolność jest tylko po drugiej stronie broni
i trzeba ją okupić śmiercią - albo blizną.



 
KOMENTARZE


Moja ocena

Moja ocena: