Ze mną beze mnie
Na marginesie gwiazdy subtelnością dłoni,
komponuję sonatę niestrudzonych myśli,
by lunatyczny księżyc z niepoznania wyschły,
zwierzyniec Morfeusza od furii uchronił.
Atramentem pachnącym beztroską przystani,
uwieczniam chwilę, której nigdy nie zatrzymam.
Choć rychło nie nastanie czas srebrnej godziny,
to zawiłością słowa nie chcę świtu zranić.
A gdy szejkanat nieba lustrzy się granatem,
kiedy źrenice milkną z upływem ciemności,
stało-zmienne minuty alegorią goszczę
i zamieniam tęsknotę w wiersze zezowate.
Bo miłość do poezji odnajduję wszędzie,
nawet w zimnej mogile, w której mnie nie będzie.
Kasia Dominik
komponuję sonatę niestrudzonych myśli,
by lunatyczny księżyc z niepoznania wyschły,
zwierzyniec Morfeusza od furii uchronił.
Atramentem pachnącym beztroską przystani,
uwieczniam chwilę, której nigdy nie zatrzymam.
Choć rychło nie nastanie czas srebrnej godziny,
to zawiłością słowa nie chcę świtu zranić.
A gdy szejkanat nieba lustrzy się granatem,
kiedy źrenice milkną z upływem ciemności,
stało-zmienne minuty alegorią goszczę
i zamieniam tęsknotę w wiersze zezowate.
Bo miłość do poezji odnajduję wszędzie,
nawet w zimnej mogile, w której mnie nie będzie.
Kasia Dominik
Moja ocena
Moja ocena
Moja ocena
Moja ocena
Moja ocena