Incydentalnie żyję pomiędzy
W zwiewnej godzinie, wierszonośne myśli
ubieram w słowa gwieździstością szyte,
by z przeznaczeniem stoczyć bój epicki
i wysłać rany poza łzy orbitę.
Zbałamucone dywagacje świtu
wrzucam do kosza, w którym zalegają
wielkie marzenia. Miałam ich bez liku.
Myślałam wtedy, że jestem szczęściarą.
Doraźny oddech uczytelniam piórem
krwią nasączonym, by w echa spojrzeniu
odsetek życia przemycić na potem
i oddać serce potrzebującemu.
A kiedy słońce rozplata warkocze,
zamykam oczy i rozbudzam dusze.
W zastanej ciszy, sny zbałamucone
układam w stygmat, który w sobie noszę.
Przysposobiona do dni przechodzonych,
szukam ucieczki przed zimną mogiłą.
Trzymając w dłoniach modlitwy atomy,
ufam, że kiedyś znów będę kochaną.
Wówczas usiądę z Bogiem do śniadania –
wiersz Mu przeczytam, który pachnie wiatrem
znad Tatr wiejącym, a z chwilą świtania
opadłym liściem ślad po sobie zatrę.
Kasia Dominik
.
ubieram w słowa gwieździstością szyte,
by z przeznaczeniem stoczyć bój epicki
i wysłać rany poza łzy orbitę.
Zbałamucone dywagacje świtu
wrzucam do kosza, w którym zalegają
wielkie marzenia. Miałam ich bez liku.
Myślałam wtedy, że jestem szczęściarą.
Doraźny oddech uczytelniam piórem
krwią nasączonym, by w echa spojrzeniu
odsetek życia przemycić na potem
i oddać serce potrzebującemu.
A kiedy słońce rozplata warkocze,
zamykam oczy i rozbudzam dusze.
W zastanej ciszy, sny zbałamucone
układam w stygmat, który w sobie noszę.
Przysposobiona do dni przechodzonych,
szukam ucieczki przed zimną mogiłą.
Trzymając w dłoniach modlitwy atomy,
ufam, że kiedyś znów będę kochaną.
Wówczas usiądę z Bogiem do śniadania –
wiersz Mu przeczytam, który pachnie wiatrem
znad Tatr wiejącym, a z chwilą świtania
opadłym liściem ślad po sobie zatrę.
Kasia Dominik
.
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating