Klucz
Przechodzą cichutko z pokoju do pokoju, przez niewidzialne drzwi, otwarte na cztery strony życia i śmierci.
Dla mnie zawsze są zamknięte. Zły dobrałem klucz. A przecież każde w nim wyżłobienie to jeden dzień z mojej w nich egzystencji.
Klucz żłobiony niejedną nad nimi wylaną łzą. Staram się przekręcać go bezgłośnie, lekko poruszając w stronę życia.
A jeśli bym tego klucza nie posiadał, czy mógłbym je wyważyć językiem szczerej modlitwy o jeszcze jeden dzień wśród żywych?
On wisi u mojej szyi niczym kamień i uderza w łańcuch, w rytm serca wiecznie żywego. Oni słyszą tylko ciszę. Czasami smaga mnie ogniem żywym, chociaż wcale nie ma dymu.
Czasami pukam do tych drzwi. Klucz ożywia się na kilka chwil i pieści zamek jak łono kobiety, która codzienne dzieli ze mną ich troski.
Gdy przeznaczenie stanie w progu, trudno mi je utrzymać. Wiem, że drzwi chcą się wreszcie wyrwać z udręki choroby.
Wtedy słyszę nawoływanie czasu i cierpliwie wkładam klucz do zamka, licząc, że ustąpią. One czasem otwierają się drżeniem rąk porażonych lękiem.
Dłonie wyciągają się ku mnie. Na opuszkach palców dostrzegam nadzieję. Dzisiaj przytrzasnę kolejną z nich.
Dla mnie zawsze są zamknięte. Zły dobrałem klucz. A przecież każde w nim wyżłobienie to jeden dzień z mojej w nich egzystencji.
Klucz żłobiony niejedną nad nimi wylaną łzą. Staram się przekręcać go bezgłośnie, lekko poruszając w stronę życia.
A jeśli bym tego klucza nie posiadał, czy mógłbym je wyważyć językiem szczerej modlitwy o jeszcze jeden dzień wśród żywych?
On wisi u mojej szyi niczym kamień i uderza w łańcuch, w rytm serca wiecznie żywego. Oni słyszą tylko ciszę. Czasami smaga mnie ogniem żywym, chociaż wcale nie ma dymu.
Czasami pukam do tych drzwi. Klucz ożywia się na kilka chwil i pieści zamek jak łono kobiety, która codzienne dzieli ze mną ich troski.
Gdy przeznaczenie stanie w progu, trudno mi je utrzymać. Wiem, że drzwi chcą się wreszcie wyrwać z udręki choroby.
Wtedy słyszę nawoływanie czasu i cierpliwie wkładam klucz do zamka, licząc, że ustąpią. One czasem otwierają się drżeniem rąk porażonych lękiem.
Dłonie wyciągają się ku mnie. Na opuszkach palców dostrzegam nadzieję. Dzisiaj przytrzasnę kolejną z nich.
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating