Stacje

author:  Przemek Trenk
5.0/5 | 7


I - senne mary i zdechła kukułka

wołają mnie
jakby gdzieś z otchłani
nienakręconych zegarów

grzechy utrwalone w wieczności sumienia
wołają: nie ma konfesjonałów!
grzesz człowieku
grzesz jeszcze i jeszcze!

wyciskaj z siebie poczucie winy
jak sok z cytryn kwaśnych snów
gnieć prześcieradło niespełnionych pragnień
gdzie miłość chwyta się jego brzegu

czas stanął w miejscu
kukułka zdechła z nudów
na tablicy Ouija szukaj odpowiedzi
na wszystkie pytania

II - Klaser ze znaczkami

dziadek przepisał swojemu kotu w testamencie klaser ze znaczkami z całego świata
by pokazać że jeszcze ma coś do powiedzenia
chociaż syn twierdzi że całe życie
był milczkiem

marnotrawny powrócił
by dotknąć wieka trumny
dziś bardziej odważny
przesądy o synowskiej miłości
odrzucił jak polityczne poglądy
teraz śnią mu się wyrzuty sumienia

III - zamiast słów
(forma interpretacji dowolna)

ubrani w niedokończone strofy
z szumnym tytułem
"Witaj w klubie szyderców"
poeci pachnący ucieczką od słów i samych siebie

mają bebechy wypełnione tytułami książek
wizytówki z napisem "Veni - Vidi - Vici"

IV - Kolekcja

ktoś wyniósł książki na śmietnik
starannie posegregowane jak w katalogu
posypał je popiołem z pieca
to było zarazem tragiczne i piękne
strach pomyśleć co się z nimi stanie

wyjąłem jedną z nich i otrzepałem
"Dyskurs miłosny"
wtedy wydawało mi się to mało prawdopodobne
na wszelki wielki tworzyłem oczy i otrząsnąłem się z półsnu
a Barthes dokończył dzieła

V - Przyczyna i skutek

nagły przebłysk
bodziec by cokolwiek napisać
a potem podzielić na strofy

skutkiem czego powstaje wiersz
przyczyna zawsze jest ta sama
wstrząs myśli jak ziemi trzęsienie
okraszone niepewnością
pomieszane z infantylnością

VI - Droga

noc jest szarlatanem
szaleństwo tej ostatniej
jest moim bogiem

wieczny głód bliskości
gdy miłość pali i przeżera
to powolna agonia
która zabija mnie od środka

cisza
ona bywa zabójcza
zwłaszcza o piątej nad ranem
gdy szukam zapalniczki
by przypalić cygaro

przerażający
przeżerający spokój
zaglądający przez dziurkę od klucza
przybierający postać
czarnego kruka

tylko nie zapomnij
przyprawić literatury
odrobiną chilli
nie zapomnij o tych
co z butami brudnymi od gówna
próbują okryć się twoim słowem

ani o tych kurwach
co sprzedają się za Obola
byle tylko dostąpić zbawienia

zejdź na dno DNA
stocz się
tam uzyskasz odpowiedzi
a potem wynurz się wolny
innej drogi nie ma
i nigdy nie było

VII - retrospekcje z obłąkaniem w głębi prześwietlonej kliszy

(arena, może scena)

zwymiotował mnie clown po niezbyt śmiesznym występie
wyrecytował mnie aktor na spalonej scenie

fotograf prześwietlił kliszę
cyrk na tle wciąż niezaścielonego łóżka

na dnie żarówki ćmy szukają wyjścia
znowu z pióra kapie atrament
najstarszy alkohol świata

(toksyny)

robią mi zastrzyki z obojętności
moja choroba dotyka twoją
nie ma szczepionki na dotyk

przez salę przebiega samotność
w kącie siedzi chory na miłość
buduje kościół
tworzy religię
nasze wyznanie podtrzymują światłowody

(antybiotyk)

spójrz jak szybko wydorośleliśmy
nie musimy w skarbonkach zasuszać liści
pod poduszkę chować złapane biedronki
przeszliśmy stadium imago

chociaż nie wyrosły nam skrzydła
nasze serca to pancerzyki chitynowe
a każda kropka znaczy wspólny rok

VIII - Zależność między jajkiem a gołębiem

pióro w mojej dłoni
pęka jak kruche szkło
wiersz

wers bez wyrazu
bez twarzy
ścięgien
napiętych mięśni

tłusta strofa
nie angażuje się w dyskusje
na temat teorii literatury

nie rozlicza tych co przede mną
boga chwytali za nogi
strofa i nagle…

trzask łamanej gałęzi
runo wciąż suche
miliony igieł pod skórą
spękane usta

wody!

co mam zrobić z tym wierszem?
przecież nie wymienię go na srebrniki
nie nadstawię gęby krytykom

okna…
oni wciąż w nich stoją
rozpościerają ramiona
jakby czekali na cud

wywróceni na lewą stronę skóry
na oparciach krzeseł
kaftany z waty szkalnej

wiersz...

jak jajko we wrzątku
pęka słowami
białe gołębie…
może ten wiersz zatrzyma je w locie?

IX - Aktor

ku karierze droga bywa wyboista
Trenku – w świetle kamery zawsze na drugim planie
nie dla niego gale Oscarowe
Złote Lwy i Palmy

Trenku
kiedy zaczynał grać
emablował ekspresją
jak DeNiro
Hoffman

i pomyśleć że Spielberg wolał
zatrudnić Neeson’a
a przecież byłem gotów zagrać Schindlera

X - Czytelnik

czemuś to zamilkł czytelniku,
jak cisza po śmierci organisty
w moim kościele?
czyżby oddechu w wątłych płucach zabrakło?
wszak ty niczym Prometeusz trzymać mnie miałeś za słowa a zachciało ci się zostać Bogiem w mojej parafii
A chór anielski przesłuchał i...
o kurwa ale fałszuje!
oby to był sen
to się nigdy nie wydarzy!

XI - Robak

wydrążył mnie robak
jak dojrzałe jabłko
jestem koszmarnie pusty wewnątrz

moja pustka rozbrzmiewa ponurą ciszą
każdego stawianego kroku

jestem wydrążoną figurą z gliny
w ponurym i ciemnym muzeum karykatur

o wspaniałych filarach
portykach
rotundach

XII - Zawór bezpieczeństwa

nic nie muszę
ewentualnie mogę
siedzieć
stać
pisać
milczeć

godzina to dużo
dzień to dekada
noc to wieczność

nic nie muszę
a jednak trudno
nie pisać gdy inni milczą
milczeć gdy inni szczerzą kły
stać gdy inni siedzą

chronić się przed światem
murem w którym zmurszało
spoiwo

nic nie muszę
a jednak piszę
krzyczę słowem
stoję naprzeciw
z podniesioną głową

nie odwracam się
od człowieka w błocie
chleba na śmietniku
łez i krwi

jedynie mój anioł milczy
pilnuje zaworu bezpieczeństwa
czasem musi upuścić pary
inaczej...

Poem versions


 
COMMENTS


My rating

My rating:  

My rating

My rating:  
01.01.2022,  mroźny

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  
31.12.2021,  Ula eM

My rating

My rating: