Łagodna jak jesień
Śmierć siedzi na jabłoni.
Przyszła od sąsiada
warkoczami powiewnymi,
czerwonymi jak jagody
dzikiego wina.
On się tak boi umierać,
swoje drzewo ściął,
razem z żałobną czerwienią.
Więc przyszła do mnie,
nie pierwszy raz.
Siedzi i patrzy z żalem
na niewdzięcznika,
pochylonego w twardej nienawiści.
Że jej nie chce przyjąć,
jesiennej takiej, cichej i łagodnej.
Żal jej,
bo u mnie się nie uchowa,
tu giną codziennie, myszy i pająki,
życie twarde jak skorupa orzecha,
nikt się nie zamartwia.
Nie ta, to przyjdzie inna.
Nie taka piękna
w jesiennym słońcu,
przez dziurkę od klucza,
którejś nocy nad ranem.
Przyszła od sąsiada
warkoczami powiewnymi,
czerwonymi jak jagody
dzikiego wina.
On się tak boi umierać,
swoje drzewo ściął,
razem z żałobną czerwienią.
Więc przyszła do mnie,
nie pierwszy raz.
Siedzi i patrzy z żalem
na niewdzięcznika,
pochylonego w twardej nienawiści.
Że jej nie chce przyjąć,
jesiennej takiej, cichej i łagodnej.
Żal jej,
bo u mnie się nie uchowa,
tu giną codziennie, myszy i pająki,
życie twarde jak skorupa orzecha,
nikt się nie zamartwia.
Nie ta, to przyjdzie inna.
Nie taka piękna
w jesiennym słońcu,
przez dziurkę od klucza,
którejś nocy nad ranem.
Poem versions
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating