Kosmos

author:  Ewa Rojek
5.0/5 | 5


Zielone blaszki liści pokrywa zwiędła smuga przemijania
słońce dopieka bezlitośnie czuć w powietrzu jutro
zapach spalin i woń sierpnia, pocą się silniki samochodów.
Nabrzmiałe lato wypełnia wszystko po brzegi,
dogasa jego dojrzała uroda.
Gdy zamykam drzwi w pośpiechu, wychodząc,
ciśnie mi się na usta frazes
„jestem sceptykiem, spieszę się i niczego od was nie kupię, a właśnie garnek mi się przypala”,
teraz mamy urodzaj domokrążców.
Lepiej tłumić uczucia, burzą ład wszystkiego.
Wykrzyknę: Witaj chaosie! W gęstniejącym mroku żółte światła latarni będą kontemplować ćmy.
I nie wyprostuję snów, nikogo nie nawrócę,
nie chcę być idealistką,
nie będę palić czarownic, to wszystko dzieje się tu,
ja nie rozjeżdżam ślimaków
już po deszczu, idzie jesień, blade niebo
wala się po uschniętej trawie,
kosiarz losu kosi co popadnie, kąkol zakwitnie, głupotą trąci, zielone źdźbło się nie przebije.
Gaja zostawiła chaos, matka ziemia go wypluła
uschnięta wydmuszka,
i ja czasem czuję się pusta w środku, jądro ziemi nie grzeje, czarna dziura, w której nic nie ma.
Sprawia, iż moje szczęście nie trwa wiecznie,
oddaliło się w nieznane rejony
świata zaraz, gdy przyszłam na świat, i zamknęło mi drzwi przed nosem, przestanie wreszcie padać, obraz namalowany wyschnie, papier pożółknie, ludzie zapomną, czas zatrze znaki, zasypie ślady, pokruszy kości. I nawet nikt nie będzie pamiętał mojego imienia.

Poem versions


 
COMMENTS


My rating

My rating:  

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  
12.08.2019,  Edyta Jach

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  
12.08.2019,  Ula eM