spadający liść
piszę wiersz
niekoniecznie o miłości
tęsknocie
wylewają się słowa z moich
wnętrzności
jak krew z rozciętej żyły
litera za literą
strofa po strofie
kartkę za kartką
wypełniają myśli
maszerują z gracją
jednego z naszych kotów
który przechadza się po balustradzie
balkonu
kolejna myśl
pielgrzymuje do Torunia
siada na kanapie
przenika na wskroś
chciałbym kiedyś przestać pisać
ale ten cholerny wiersz krzyczy
poczekaj
nie kończ!
jesteś moim więźniem
siedzącym na ocienionej ławce
nie przestaniesz pisać
tak…
nie przestanę
zawsze będę cię pisał
nawet jeśli zasnę
w obcym pokoju
pośród widm kolejnego jutra
ty wciąż będziesz nieśmiertelny
kiedy obudzę się nad ranem
znaczyć będziesz tyle
co pożółkły liść który upadł
pod moimi nogami
niekoniecznie o miłości
tęsknocie
wylewają się słowa z moich
wnętrzności
jak krew z rozciętej żyły
litera za literą
strofa po strofie
kartkę za kartką
wypełniają myśli
maszerują z gracją
jednego z naszych kotów
który przechadza się po balustradzie
balkonu
kolejna myśl
pielgrzymuje do Torunia
siada na kanapie
przenika na wskroś
chciałbym kiedyś przestać pisać
ale ten cholerny wiersz krzyczy
poczekaj
nie kończ!
jesteś moim więźniem
siedzącym na ocienionej ławce
nie przestaniesz pisać
tak…
nie przestanę
zawsze będę cię pisał
nawet jeśli zasnę
w obcym pokoju
pośród widm kolejnego jutra
ty wciąż będziesz nieśmiertelny
kiedy obudzę się nad ranem
znaczyć będziesz tyle
co pożółkły liść który upadł
pod moimi nogami
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating