human fly
schowałem miłość pod parkietem
w obawie że zniknie
i zniknęła
na chwilę
wyrzuciłem kilku przyjaciół ze swojego życia
chociaż ich kochałem
musiałem
trzymałem za rękę staruszków
w obawie że przejdą sami na drugą stronę
płakałem za nimi
wiedząc że…
pokładałem wiarę w miłość dozgonną
myliłem się
uwielbiałem ludzi którzy mnie ranili
zawiodłem tych
którzy we mnie wierzyli
ileż to godzin spoglądałem na swoją gębę
w potrzaskanym lustrze
próbując zgadnąć kim jestem
chciałem skończyć
ze sobą
ileż to razy w imię mniejszego zła
kłamałem
a kiedy mówiłem prawdę
łzy płynęły strumieniem
grałem swoje role
niczym aktor ze spalonego teatru
wierzyłem tym którzy kłamali
przestałem ufać sobie
przykleiłem uśmiech do twarzy
chociaż nie umiem się śmiać
na zawołanie
ileż to razy odwagi zabrakło
aby powiedzieć kocham
tęsknię
pragnę
nie radzę sobie bez Ciebie
kiedy miałem krzyczeć
milczałem
nie mówiłem co myślę
żeby….
udawałem że jest mi dobrze
że jestem tym samym Trenkiem
jakim mnie widzą
chociaż prawda jest odmienna od rzeczywistości
ileż to śmiesznych(na pozór)żartów
opowiedziałem moim przyjaciołom
tylko po to aby dojrzeć uśmiech
pisałem opowiadania z happy endem
wiedząc że taki nie istnieje
wszystko po to by dać im nadzieję
ileż to razy myliłem sny z rzeczywistością
przechodząc na Dark Side of the Moon
po jego ciemnej stronie zwijam się w embrion
licząc na powtórne narodziny
ileż to razy upadłem gębą w błoto
podnosiłem się i szedłem dalej
wiele razy dzwoniłem do tych
których nie miałem ochoty widzieć
ileż to razy motorniczy
zamykał mi drzwi przed nosem
wiele razy wołałem imię ojca
gdy śniłem koszmary
ale on nie przyszedł
dlatego powiadam wam
nie zakładajcie mi pęt waszych wyobrażeń
jak powinienem żyć
nie narzucajcie mi swoich debilnych zasad
nie oczekujcie że się zmienię
jestem wciąż taki jakim postrzega mnie Budda
nigdy wami nie będę
czy oderwiesz się od ziemi
mając stopy przywiązane do drzewa?
P.S. Jeśli zrzucicie mnie z dachu….wiedzcie, że uwielbiam latanie….
w obawie że zniknie
i zniknęła
na chwilę
wyrzuciłem kilku przyjaciół ze swojego życia
chociaż ich kochałem
musiałem
trzymałem za rękę staruszków
w obawie że przejdą sami na drugą stronę
płakałem za nimi
wiedząc że…
pokładałem wiarę w miłość dozgonną
myliłem się
uwielbiałem ludzi którzy mnie ranili
zawiodłem tych
którzy we mnie wierzyli
ileż to godzin spoglądałem na swoją gębę
w potrzaskanym lustrze
próbując zgadnąć kim jestem
chciałem skończyć
ze sobą
ileż to razy w imię mniejszego zła
kłamałem
a kiedy mówiłem prawdę
łzy płynęły strumieniem
grałem swoje role
niczym aktor ze spalonego teatru
wierzyłem tym którzy kłamali
przestałem ufać sobie
przykleiłem uśmiech do twarzy
chociaż nie umiem się śmiać
na zawołanie
ileż to razy odwagi zabrakło
aby powiedzieć kocham
tęsknię
pragnę
nie radzę sobie bez Ciebie
kiedy miałem krzyczeć
milczałem
nie mówiłem co myślę
żeby….
udawałem że jest mi dobrze
że jestem tym samym Trenkiem
jakim mnie widzą
chociaż prawda jest odmienna od rzeczywistości
ileż to śmiesznych(na pozór)żartów
opowiedziałem moim przyjaciołom
tylko po to aby dojrzeć uśmiech
pisałem opowiadania z happy endem
wiedząc że taki nie istnieje
wszystko po to by dać im nadzieję
ileż to razy myliłem sny z rzeczywistością
przechodząc na Dark Side of the Moon
po jego ciemnej stronie zwijam się w embrion
licząc na powtórne narodziny
ileż to razy upadłem gębą w błoto
podnosiłem się i szedłem dalej
wiele razy dzwoniłem do tych
których nie miałem ochoty widzieć
ileż to razy motorniczy
zamykał mi drzwi przed nosem
wiele razy wołałem imię ojca
gdy śniłem koszmary
ale on nie przyszedł
dlatego powiadam wam
nie zakładajcie mi pęt waszych wyobrażeń
jak powinienem żyć
nie narzucajcie mi swoich debilnych zasad
nie oczekujcie że się zmienię
jestem wciąż taki jakim postrzega mnie Budda
nigdy wami nie będę
czy oderwiesz się od ziemi
mając stopy przywiązane do drzewa?
P.S. Jeśli zrzucicie mnie z dachu….wiedzcie, że uwielbiam latanie….
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating