Dzienniki introwertyka
Pal licho z tą muchą!
Stałem się zakochany.
Zakochanym zwykle się jest.
Jest się. Może i bywa. Czuje...
Ja się stałem.
Ot, nagle.
Nagle, bez ceregieli.
Dopiero byłem gotowy się
Na nie zdobyć.
Stałem się zakochany.
Zakochany i gruby.
A to nigdy raczej nie idzie
Ze sobą w parze.
Toteż, jako w miarę
Oblatany astronauta,
A i że akurat była okazja.
Grunt, jestem w połowie
Drogi na Marsa.
Lecę do świata, świętej kolebki
Spoconych, śmierdzących
Mężczyzn, sądząc po niegrzeszącej
Temperaturą powierzchni.
Doprawdy, wolałbym kobiety.
Ale kiedy ta jedna
Nie wie o moim istnieniu.
Nie wie...
A nawet gdyby,
To jakby.
Grunt, mogę się roztrzaskać.
Może lecę z muchą czy
Z jakimś innym na gapę bydlęciem.
Dojdzie do zwarcia...
Ach, jak ja ją kocham.
I poleciałem głupi,
Jak mumia w tych
Perzynach.
Spocę się. I schudnę.
Boże, ja chcę wrócić.
Wrócić!
Powiedzieć jej.
A potem można ginąć.
Choćby i w tym pocisku
I choćby z dwoma
Bzyczącymi poczwarami.
To nie jest wiersz miłosny.
Ba, jaki tam znowu wiersz!
To dzienniki.
Dzienniki!
Dzienniki introwertycznego
Bencwała z przestrzeni
Międzygwiezdnej.
Wysłany przez agencję
Kosmiczną za jakimiś kamykami.
Dość!
Trzeba wracać!
Trzeba konspirować.
Trzeba uciekać.
A więc spisek.
Więc wojna.
Bunt!
Śmierć dwojga kochanków.
Przeznaczenie zapisane w gwiazdach!
Schowane do postaci muchy.
Do zwarcia!
Mucha!
Stałem się zakochany.
Zakochanym zwykle się jest.
Jest się. Może i bywa. Czuje...
Ja się stałem.
Ot, nagle.
Nagle, bez ceregieli.
Dopiero byłem gotowy się
Na nie zdobyć.
Stałem się zakochany.
Zakochany i gruby.
A to nigdy raczej nie idzie
Ze sobą w parze.
Toteż, jako w miarę
Oblatany astronauta,
A i że akurat była okazja.
Grunt, jestem w połowie
Drogi na Marsa.
Lecę do świata, świętej kolebki
Spoconych, śmierdzących
Mężczyzn, sądząc po niegrzeszącej
Temperaturą powierzchni.
Doprawdy, wolałbym kobiety.
Ale kiedy ta jedna
Nie wie o moim istnieniu.
Nie wie...
A nawet gdyby,
To jakby.
Grunt, mogę się roztrzaskać.
Może lecę z muchą czy
Z jakimś innym na gapę bydlęciem.
Dojdzie do zwarcia...
Ach, jak ja ją kocham.
I poleciałem głupi,
Jak mumia w tych
Perzynach.
Spocę się. I schudnę.
Boże, ja chcę wrócić.
Wrócić!
Powiedzieć jej.
A potem można ginąć.
Choćby i w tym pocisku
I choćby z dwoma
Bzyczącymi poczwarami.
To nie jest wiersz miłosny.
Ba, jaki tam znowu wiersz!
To dzienniki.
Dzienniki!
Dzienniki introwertycznego
Bencwała z przestrzeni
Międzygwiezdnej.
Wysłany przez agencję
Kosmiczną za jakimiś kamykami.
Dość!
Trzeba wracać!
Trzeba konspirować.
Trzeba uciekać.
A więc spisek.
Więc wojna.
Bunt!
Śmierć dwojga kochanków.
Przeznaczenie zapisane w gwiazdach!
Schowane do postaci muchy.
Do zwarcia!
Mucha!
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
Moja ocena
;-)))My rating