Wiersz z pieprzem cayenne
rozliczona ze światła do źdźbła
do ostatniego impulsu pulsu
zamykam
pod powiekami
rozgorączkowaną ciemność
moja wina moja bardzo lepka wina
lepi się
do ust i palców mlekiem miodem
i gorczycą rozsypaną
we krwi
wyją wilki i patrzą przez skórę
przez księżyc przez las
las płynie
tonący
goli się brzytwą
żeby ładniej umierać jak Werter
niby pięknie z rozmachem
długo myślał i krwawił
a jednak
żółta kamizelka nie przemawia do mojej
rannej wyobraźni
kiedy ranne wstają zorze w kropelkach
czerwone i światło rozlicza mnie
z ciemności
pod powiekami raz dwa trzy patrzę
świt się ściele w niepościelonym łóżku
jak (sobie) pościele i tak się nie wyśpisz
budzik roztrąca myśli
dziwki zatrzymane w pół słowa
przy autostradzie do
wybrukowanego słodkimi zachciankami
nieba – szybko mocno z pieprzem
cayenne bez czułych słówek
z romantycznych komedii
drugiej kategorii w ostatnim rzędzie
umyte ręce stygnie
pościel i klucz w portierni
nieczynny sklepik
z wypłowiałymi marzeniami
zapamiętaj
ckliwi moraliści klaszczą w dłonie
bo morał taki ładny
boli na wskroś do tkanki (roz)łącznej
łączę nitki dosięgam w głąb kłębka
niech patrzą
jak się zawęźla wokół nadgarstków
słyszysz?
jedyna odpowiedź
wspólny rytm tętna
do ostatniego impulsu pulsu
zamykam
pod powiekami
rozgorączkowaną ciemność
moja wina moja bardzo lepka wina
lepi się
do ust i palców mlekiem miodem
i gorczycą rozsypaną
we krwi
wyją wilki i patrzą przez skórę
przez księżyc przez las
las płynie
tonący
goli się brzytwą
żeby ładniej umierać jak Werter
niby pięknie z rozmachem
długo myślał i krwawił
a jednak
żółta kamizelka nie przemawia do mojej
rannej wyobraźni
kiedy ranne wstają zorze w kropelkach
czerwone i światło rozlicza mnie
z ciemności
pod powiekami raz dwa trzy patrzę
świt się ściele w niepościelonym łóżku
jak (sobie) pościele i tak się nie wyśpisz
budzik roztrąca myśli
dziwki zatrzymane w pół słowa
przy autostradzie do
wybrukowanego słodkimi zachciankami
nieba – szybko mocno z pieprzem
cayenne bez czułych słówek
z romantycznych komedii
drugiej kategorii w ostatnim rzędzie
umyte ręce stygnie
pościel i klucz w portierni
nieczynny sklepik
z wypłowiałymi marzeniami
zapamiętaj
ckliwi moraliści klaszczą w dłonie
bo morał taki ładny
boli na wskroś do tkanki (roz)łącznej
łączę nitki dosięgam w głąb kłębka
niech patrzą
jak się zawęźla wokół nadgarstków
słyszysz?
jedyna odpowiedź
wspólny rytm tętna
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating