Odchodzenie
Tych tynków nigdy przecież nie pokrywała pleśń.
Nie było agonalnego skrzypienia podłogi.
Coraz ciaśniejszymi bruzdami zawężam przestrzeń.
Uporczywie przychodzi na myśl praca pająka.
Dopiero na drugim planie oddalające się chyłkiem
plecy ojca - nie wiem, może to ja,
tak samo pochylone ramiona.
Poplątały się senne mary i wspomnienia, słychać
mlaskanie tych i rzężenie tamtych, z otwartej tchawicy
spłyną krwawe słowa, fragmenty pieśni.
Tylko pewność, że już nie wyprostuję zakrętów czasu.
Skamieniały niedokończone zdania.
Nie było agonalnego skrzypienia podłogi.
Coraz ciaśniejszymi bruzdami zawężam przestrzeń.
Uporczywie przychodzi na myśl praca pająka.
Dopiero na drugim planie oddalające się chyłkiem
plecy ojca - nie wiem, może to ja,
tak samo pochylone ramiona.
Poplątały się senne mary i wspomnienia, słychać
mlaskanie tych i rzężenie tamtych, z otwartej tchawicy
spłyną krwawe słowa, fragmenty pieśni.
Tylko pewność, że już nie wyprostuję zakrętów czasu.
Skamieniały niedokończone zdania.
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating