Chore dumki - część 4

author:  Tomasz Nowacki
5.0/5 | 3


........................Rozdział 3.................

Opowieści Babci Pącz



"Widzis, łobuzie, łopowim ci, jak to jedyn pon, choć dorosły był i niegłupi, to nie kcioł źryć ryb. A mówiła ci ja jus kiedyś, kiedyś, ze ryby dobze na syćko robiom. I na usy, zeby dobrze słysoły, i na gicoły, coby chyzo latoły, a nie śmierdzioły i nie tsa było tyle tych skarpetków prać (bo pseca raz w niedziele na mse w zupełności starcy), i na serce, co by jak dzwon było - ten co go widać na samiutkiej wiezy we kościółku nasym – , na mózg, żeby olej z niego nie wylecioł, i na łapska co by chytały mocno, i na syćkie inne cłonki. Na cłonki scególnie, coby mocno stywne byli, jak ten kijek od wyndki bambusowy, cośmy go to jego wcoraj na twojej skórze próbowali…. Ale nie czos tobie o onych cłonkach jesce wiedzieć. Psyjdzie pora, gówniorzu, i na to, to się dowis od jakiej ,hehe, panienki, jak cie któro rychtyk zekce.
Ale musis wiedzieć, ze psede syćkim rybie mięso najwincy działa na ocy. Jak kto ryb nie źre, to niedowidzi i zeza mo, jak ty ćwoku, mos i zawse bydzies mioł, choćbyś i nie wim jak sielne binokle na kinola nakłodoł. A patsenie pokrajcowane bydzie u onego!! Ho, ho! Kiejby losy syćkich najświntsych świntych, jak jesce siła wieków temu chadzali po tym ziemskim padole...
I pewnego razu, onemu panu, co zem ci ło nimi pedzioła, zona uwarzyła rybę. Dobra to była kobita, bo kcioła chopu zawse dogodzić. I zeby siłe mioł, i po dochtó-rach – łapiduchach, kacerzach nieksconych, nie musiał się włócyć, i niepotrzebnie dudków głupio na drakwie i medykamenta nie zatracał, co je sobie łodkładał na swoje te… no… hobby – cyli te lepse trunki, jak na ten psykład wino „Bajkowe” – to na prawdziwych jabłkach, a nie jakieś tam truskawkowe kwasy.
Pan jednak swojej ślubnej starań docenić nie kcioł cy nie potrafił i tak się mocno poirytował, ze najsampierw jejom tsepnął w papę, potem drzwiami ło futrynę ciepnął (aż Jezusek z Przenajświętszą Rodzicielką ze ściany orła wywinął) po cym wybiegł po schodach na dwór pod swoją komórkę, gdzie z innymi dwoma panami hobby swoje uprawiał. Panowie bardzo chybko uwinęli się z uprawą pierwsej, drugiej, a następnie tseciej cęści hobby, tak chybko, że hobby zabrakło i tsa było jechać po następne. Ura-dzili winc, że pierwsy z nich (ten od ryby) wyciągnie motór z komórki i psywiezie ko-lejne hobby ze specjalnego sklepu dla hobbystów, a dwaj pozostali zorganizują fundu-se i w międzycasie podskocą wselako do jego zony po rybę, co to jej on nie kcioł jej źryć.
Za ciepło wtedy to nie było, bo to luty był naonczas; pan postanowił napchać sobie gazet pod katanę, a zeby jesce lepiej go nie psewiało na onym motórze, to ubrał jejom psód na tył – tak, ze zapincie mioł na plecach, a całość pod wiater. Zara tez hełmofon na łeb nadział, wsiadł i pojechoł.
Jechoł tak sobie, jechoł i jechoł do tego sklepu, spiesyło mu się okrutnie; hobby to hobby – poświęceń wymaga, a i spragnionym towarzysom zainteresowań nie lza po-zwalać długo cekać. Dociskał więc gazu az kierownik łot motóra cały się tsunsł w za-wiosach.
Az tu nagle…łubudu… wypier (hem, hem)…znacy wygrzmocił się, dziad jeden na kamieniu, co to go psełocył z racji tego, ze ryby od ślubnej swojej nie kciał zjeść i nie-dowidział bez to. Hełmofon ze łba mu sfrunął, a łon fiknął takiego, ci powim, kozła, a motor z nim razem, ze przywalił go do asfaltu, ani chłop pisnął. A jesce mu się na ko-niec koło przy tym urwało i bezwładem w psa sołtysa walło, tak ze tamten jak z procy wylecioł, na cubek niewysokiej, dyć spicostej kiej bycy róg sosenki się nadzioł i tak się biedocek na tsewioch, znacy na flokach bujoł i bujoł, az się zesechł i spodł rychtyk na Wielkanoc.
A motocyklista - może by i on był psetsymoł tom kraksę, moze by i wysedł jaksosiś z tego, gdyby, powim ci, nie pogotowie i dochtóry – łapiduchy satońskie i rzeźnickie heretyki. Te, jak ino przyjecholi, jak motór z onego zdjęli, to za łby się połapali, bo patsum, a tu łeb łodkryncony u delikwenta na karku psodkiem do tyłu. Niby on na ple-cach lezy, bo zamek od kurtki był od fronta, ale morda nosem w smołę zaryła. Nie spojrzeli, łachmyty, ze to katana na nim na odwyrtkę i dawaj onemu, jęli tenze łeb, jak roz, wykroncać.
Kryncili, kryncili, az się chłop bidny psekryncił na amen i taki był jego koniec.
No, i to koniec tyz bajecki – a ty jak ryb nie będzies jod, gówniarzu jeden, to tak samo źle skońcys kiedyś, oj obacys….
No co jesce byś kcioł? Co tam marudzis, jak maruda niestworzona, hę? Inną bajkę jesce? Co tam mamroces? Że ło Kopciusku albo ło Cerwonym Kapturku, co to go wil-cy pozarli? Nie bydę ci takich bajek strasnych i okropnych gadać, bo w nocy spać nie bedzies mógł i znowu się zescys…
No a teraz jedz tom rybe, bo ci się w końcu łokoci i ikrą napaskudzi!"

...........................................

Ciąg dalszy może jeszcze nastąpi, o ile seplenienie babci Pącz całkowicie ucichnie mi w uszach...



 
COMMENTS


My rating

My rating:  

My rating

Rewelacja!!!!I do śmichu i do płacu.niech będą następne.
My rating:  
22.01.2011,  kate

@LilithMaggid

I nie należy słuchać bajek o Kopciuszku. Są zbyt okrutne! Można potem się posikać.
A już w szczególności nie należy nosić kurtek tył na przód, gdyż podczas resuscytacji ratownicy mogą ci zrobić z płuc krwisty gulasz (co w przypadku wegetarian jest tym bardziej nieprzyjemnym doświadczeniem) :-)