Ballada o mirabelce
Rosła jeszcze na dawnych Nalewkach,
na północy Warszawy, przed wojną.
Wśród kamienic i dróg - samosiejka;
rozbujana, zielona jak wolność.
Przyszła wojna - stos gruzów i getto,
wybuch bomb, głód i płacz, popłoch wielki.
Choć gałęziom nie było lekko,
wciąż rodziły - rok w rok - mirabelki.
Po czterdziestym piątym wciąż silna,
strzegła szklanych paciorków i duchów.
Tak przetrwała czasy Stalina;
ciężkich chmur, szarych dni, zawieruchy.
Latem nosił wiatr w starych zaułkach
zapach słodkich domowych konfitur,
który kładł się na strunach i dumkach,
roznuconych od zmierzchu do świtu.
Mirabelka - strażniczka pamięci.
Drzewo-symbol i świadek historii,
stare baśnie i słodkie zaklęcia,
w rozedrganej słowiczej symfonii.
Raz się kiedyś co nieco zmęczyła
i osłabła - dlaczego? - nikt nie wie.
Więc podnieśli ją sercem i siłą
wierni, wdzięczni mieszkańcy Nalewek.
Choć nią burza targała niejedna,
przygniatały upadki i wzloty,
choć przetrwała świst kul, śmierci dotyk,
chociaż chwiała się, bała i więdła,
choć nie zmogli jej sierpem, ni młotem,
choć wciąż wielka w korzeniach potęga,
chociaż dumna i twarda jak totem,
to pod ostrzem pił smutna poległa,
bo pojawił się pan developer.
Renata Cygan 19.05.2017
na północy Warszawy, przed wojną.
Wśród kamienic i dróg - samosiejka;
rozbujana, zielona jak wolność.
Przyszła wojna - stos gruzów i getto,
wybuch bomb, głód i płacz, popłoch wielki.
Choć gałęziom nie było lekko,
wciąż rodziły - rok w rok - mirabelki.
Po czterdziestym piątym wciąż silna,
strzegła szklanych paciorków i duchów.
Tak przetrwała czasy Stalina;
ciężkich chmur, szarych dni, zawieruchy.
Latem nosił wiatr w starych zaułkach
zapach słodkich domowych konfitur,
który kładł się na strunach i dumkach,
roznuconych od zmierzchu do świtu.
Mirabelka - strażniczka pamięci.
Drzewo-symbol i świadek historii,
stare baśnie i słodkie zaklęcia,
w rozedrganej słowiczej symfonii.
Raz się kiedyś co nieco zmęczyła
i osłabła - dlaczego? - nikt nie wie.
Więc podnieśli ją sercem i siłą
wierni, wdzięczni mieszkańcy Nalewek.
Choć nią burza targała niejedna,
przygniatały upadki i wzloty,
choć przetrwała świst kul, śmierci dotyk,
chociaż chwiała się, bała i więdła,
choć nie zmogli jej sierpem, ni młotem,
choć wciąż wielka w korzeniach potęga,
chociaż dumna i twarda jak totem,
to pod ostrzem pił smutna poległa,
bo pojawił się pan developer.
Renata Cygan 19.05.2017
My rating
My rating
My rating
@ jacek bogdan
Bardzo dziękuję za pochylenie się nad moim wierszem. Pozdrawiam serdecznie :)@ Marek Porąbka
Marku, Rosja zdobyta, jutro wyruszam doBułgarii :)
Maj to miesiąc festiwali poezji słowiańskiej. Miłe spotkania, cenne przyjaźnie :)
Pozdrawiam Cię :)
Moja ocena
Zielona jak wolność! - i wiele równie pięknych pomysłów..."Serce roście patrząc na te czasy" (bo i rytm od Kochanowskiego).
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
Moja ocena
Nareszcie.Coś dla wiernych czytelników.
Choć rozumie że trzeba było "zdobyć" Rosję a czekają Japonia i Stany.
Pozdrawiam
Acha. Ten developer nazywa się Szyszko.