Ona, on...

author:  Emi Leśnierowska
5.0/5 | 8


Ona i on....
Oparłam rower o drzewo i z niekłamaną przyjemnością usiadłam na ławce. Odgarnęłam niecierpliwie włosy niesfornie opadające na oczy.
Czas by do fryzjera się wybrać... pomyślałam, ale to nie dziś. Wystawiłam twarz do słońca i poddałam się pieszczocie jego ciepłych czułych promieni. Patrzyłam na płynące po niebie pierzaste chmury. Jak tylko sięgnę pamięcią był to mój ulubiony czas. Uwielbiałam tworzyć "bajki na niebie". Chmury były najwspanialszymi aktorami, a niebo błękitną, bezkresną sceną. W takich chwilach nie zakładałam słuchawek na uszy ze swoim ukochanym Vivaldim, bo nawet on nie mógłby przebić tej muzyki płynącej z parku. A było czego posłuchać! Ptasia muzyka, jak z wiersza Tuwima "Ptasie radio" Takie małe gardziołka, a wyciągają niesamowicie wysokie tony. Jest czym się zachwycać. Jak zwykle w takich chwilach myślałam o swoim życiu, tym co w nim było i co jeszcze mnie czeka. Odkąd zostałam sama bardzo się zmieniło, ale nie na gorsze. Córki zaraz po studiach opuściły dom i odcięły bezboleśnie pępowinę. Na syndrom opuszczonego gniazda nie było nawet czasu, bo aktywnie włączyłam się w urządzanie im mieszkania, doradzałam, pomagałam w zakupie drobiazgów, odwiedzałam, gotowałam ulubione pierogi ruskie, bo "mamine" najsmaczniejsze. Poza tym praca, bez której nie wyobrażałam sobie życia. Byłam dumna ze swoich córek. Sama je wychowałam,, bo mąż ciągle na poligonach, na wyjazdach, a kiedy wracał, to odpoczywał niezmiennie powtarzając : " ty wiesz najlepiej, jak wszystko ogarnąć. To ogarniałam. Nie rozpaczałam, kiedy zakomunikował, że odchodzi. Wszyscy się dziwili, że przyjęłam to jego odejście, jako pewnego rodzaju wybawienie. Tak naprawdę, to od paru lat byliśmy dla siebie obcymi ludźmi. Wiele nas dzieliło. Ja nadwrażliwiec, on pedantyczny pragmatyk skupiony na przyziemnych potrzebach. Wprowadzał w domu wojskowy dryl, rygor, a to wszystkich bardzo męczyło. Odszedł, a ja poczułam się wolna. Na początku zachłysnęłam się tą wolnością chyba za bardzo. W porę się opamiętałam i opanowałam, jak to określałam " życiową logistykę". Moje życie bowiem toczyło się zwykłym torem: praca, dom, spacery, odwiedziny dzieci, spotkania z przyjaciółmi. Te ostatnie bardzo mnie odprężały. Zawsze towarzyska, wesoła, pełna energii...taka dusza towarzystwa. Wieczorami oddawałam się swoim pasjom...muzyka, poezja i ulubieni autorzy Nurowska, Masterton, Coben. To tak już będzie codziennie? Córki namawiały mnie, bym sobie kogoś poszukała. "Mamuś, ty laska jesteś...nie możesz sama po lasach się włóczyć" Uśmiechałam się z pobłażliwością. Co też one wygadują! Zaskoczyła mnie ta późna miłość. Na początku flirt, miłe słowa, komplementy, a potem niespodziewanie miłość przez duże "M". Tylko raz kochałam prawdziwie i nie wierzyłam, że jeszcze kiedyś mnie to dopadnie. Wszystko mnie w nim pasowało , a jemu we mnie. Te niekończące się rozmowy, długie spacery i podziwianie cudów przyrody, słuchanie muzyki i wieczory, kiedy wtulona w niego wsłuchuję się w bicie jego serca. Taka bezpieczna, taka szczęśliwa, taka spełniona. Czy coś się zmieniło w moim życiu? Bardzo dużo. To on obudził we mnie na nowo nie tylko kobietę, ale pokazał kim naprawdę jestem. Nie tylko matką, duszą do towarzystwa, pracownikiem, ale także kimś ważnym, wartościowym, pełnym uczuć, bez kompleksów, otwartym. Namawiał mnie do pokazania siebie innym. Powtarzał "pisz, co czujesz, nie bój się ocen, robisz to dobrze. Ty poczujesz się lepiej i innym wskażesz drogę" Najpierw się wzbraniałam, bałam, co inni powiedzą, a potem uwierzyłam. A co tam! Najwyżej mnie zlinczują. Nie zlinczowali, a niektórzy zdziwili, że taka inna jestem, ciekawsza, bo postrzegali mnie zupełnie inaczej, powierzchownie. Pomyślałam sobie teraz siedząc na ławce wpatrzona w ptaka szybującego po niebie, że rzeźbił mnie wytrwale, jak dobry rzemieślnik. Mistrz dłuta. No kochana! Napracował się biedaczek, trzeba mu upiec placek ze śliwkami! Zajada się nim w nieskończoność. Lubię patrzeć, jak pochłania parę kawałków w pięć minut, jakby mu ktoś miał ten smakołyk zaraz porwać z talerzyka. Mruży swoje mądre, czułe oczy, które mówią...Jak ja ciebie kocham maleńka! Też Cię kocham i proszę: bądź zawsze!! Powoli wstaję z ławki, wsiadam na rower i z uśmiechem na ustach pędzę do domu, gdzie za chwilę przywitam go czułym pocałunkiem, a on przygarnie mnie do siebie i spyta: " liczyłaś chmury dziś, bo późno wracasz?" Ja odpowiem: "tak kochanie, ale nie liczyłam, tylko zaklinałam , żeby mi Ciebie przypadkowo nie porwały gonione wiatrem i nie poniosły poza horyzont". "W żadnym wypadku moja słodka! Nad nimi też panuję"
Emi marzec 2017r

Poem versions


 
COMMENTS


My rating

My rating:  

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  
22.03.2017,  A.L.

My rating

My rating:  
22.03.2017,  Gladius

My rating

My rating:  
22.03.2017,  mroźny

My rating

My rating: