Thomas, czyli Tomasz

author:  Michał Muszalik
5.0/5 | 6


I.

Zdjęcie, które czasem wyjmuję z pudełka
i patrzę na uwiecznionego mężczyznę. Tomasz,
brat prababci, o nieco pucołowatych policzkach
i gęstych, kruczych włosach, w mundurze Wehrmachtu,
na kołnierzu patki jak dwie srebrne żyletki.
Jego szwagier ma podobne, tyle że
robione parę lat wcześniej, więc pod szyją
wiją się symetrycznie dwa wełniane wężyki,
jak to pod koniec lat dwudziestych
wyglądał był artylerzysta krakowskiego pułku.

Dwie czarne perły oczu Tomasza pełne czystego blasku,
bez zaciętości ani wstrętu do czegoś czy kogoś:
przyszło powołanie pisane gotykiem,
to poszedł. Rodzina była zbyt liczna,
żeby się bawić w jakieś kombinacje.

II.

Nie wiadomo, czy był karny lub czy popełnił zbrodnie.
Jest rodzinne podanie, jak zakończył służbę. Otóż
mógł mieć więcej szczęścia i podczas wściekłego szturmu
wejść w skrzyżowanie linii snajperskiej lunety
i w głuchym trzasku pękającej porcelany czaszki
nie zdziwić się nawet wyciekiem soczystego mózgu -

ale on utopił się w bagnie. Mam przed oczami
jego z rękoma w górze coraz niżej w mokradle
w pułapce wysokich butów wwiercających się w dno,
towarzyszy broni krzyczących: Thomas! Nein!
i krótką chwilę, zanim puste krużganki płuc
zamienią się w cysterny gęstawej polewy,
gdy klnie albo modli się, albo jedno i drugie.

Jeśli go znaleźli lub znajdą, to właśnie tak:
w kurtce z ciężkiego sukna, zastygłego w panice.

III.

Pradziadek jedzie na rowerze i mruży oczy,
patrząc w stronę rozżarzonego otoczaka słońca
i myśli: co by było? Tomasz wróciłby z wojny,
założyłby rodzinę, byłby lubianym gościem
na ślubach sześciu synów i dwóch ukochanych córek.
Jechaliby obok siebie po nierównych kasetonach
szarawego bruku, gdzieś tam, ku królestwom
ziół i czereśni, może księstwom malin. Ale było inaczej.


Thomas, czyli Tomasz w mauzoleum z mułu,
wyliczony pośród zmiażdżonych w szczękach Ostfrontu,
szwagier artylerzysty z krakowskiego pułku.
Bez niego przeciętna saga zwykłej śląskiej rodziny
byłaby - tak, tak - jakoś kaleka, niepełna.



 
COMMENTS


My rating

My rating:  

My rating

My rating:  
17.01.2017,  Malwina

@ Beatrix

Dziękuję za komentarz. Mnie raczej chodziło o szybkość śmierci w wyniku postrzalu snajperskiego w głowę - wujek Tomasz nawet nie zorientowałby się, że umarł. Tymczasem wciagnęło go bagno - a więc musiał czuć, jak się zapada, szamotać się choćby przez chwilę, walczyć z zalewem płuc. Chciałem porównać te śmierci - jedną błyskawiczną i w walce, a drugą podczas przeprawy, powolniejszą i beznadziejną. Ale mogłem to źle oddać.

Dziękuję za tę krytykę i pozdrawiam

To

mi jakoś nie pasuje:
'i w głuchym trzasku pękającej porcelany czaszki
nie zdziwić się nawet wyciekiem soczystego mózgu' - bo raczej chodzi o to, że miałby mogiłę(chociażby zbiorową) i zginąłby "jak żołnierz"

I to też:
'zastygłego w panice' - bo to akurat nie jest tak oczywiste jak poprzednie stwierdzenie, a mianowicie 'znaleźli lub znajdą, ... w kurtce z ciężkiego sukna,'. Chyba, żeby dołączyć ten dwuwers do poprzedniej zwrotki i jako wyobraźnia Narratora byłoby OK.

Z ciekawością przeczytałam.
pozdrawiam

16.01.2017,  Beatrix

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  

My rating

My rating: