Baczyński
Jak to jest garść powietrza złapać w gęsty płuc żagiel
i przekształcić w ruch dłoni światło lub dźwięków gamę,
kiedy na ląd papieru nieskazitelnie nagi
spada gwiazd czarnych deszczem niecierpliwy atrament.
Jak to jest w dzień wrześniowy stado ptaków żelaznych
widzieć, gdy rozpoczyna żer po miast zagajnikach,
a ulice w bomb szponach krzyczą ognistym spazmem
i nad fasadą ruin dym arkady zamyka.
Jak to jest, kiedy obce buty po bębnie bruku
wygrywają melodie, z których zapach krwi zionie,
pisać, jak na napiętym rzeki cięciwą łuku
tańczą szczęśliwe pary - i wiosna jest w Awinionie.
Jak to jest ciasną uzdę słów wojskowej przysięgi
założyć na wpółoszalałą klacz - wolną wolę
i w szufladzie spiętego siecią żelaznych ścięgien
trzymać zawsze wiernego psa gończego - pistolet.
Jak to jest się zatopić w obłok dziewczęcych włosów
i po ciele jak z puchu miękko wargą żeglować
czując, jak w bioder misach żądze falami niosą
dwoje ludzi do brzegów, gdzie się leży bez słowa.
Jak to jest w szkiełkach godzin myśl odbijać i czekać,
gdy za strażnicą pępka w ciepłym brzucha kokonie
skrytym pod suknią żony na pień siebie nawleka
pulsującą nić tkanki nowy, malutki człowiek.
Jak to jest stać w szeregu równym niczym heksametr,
w szorstkim mundurze zapiąć żeber podwójny grzebień,
kiedy raz jeszcze miastem bitwy obraca zamieć
i każde spojrzenie trzeba w ostry lancet zamienić
I jak to jest, kiedy zamiast w pnączach wieku się wznosić,
młode kolumny ciała kładą się nagle pokotem,
a z wszystkich rzeczy tej ziemi boli już tylko pocisk -
bolesny klucz, co otwiera czaszkę na niebo złote.
i przekształcić w ruch dłoni światło lub dźwięków gamę,
kiedy na ląd papieru nieskazitelnie nagi
spada gwiazd czarnych deszczem niecierpliwy atrament.
Jak to jest w dzień wrześniowy stado ptaków żelaznych
widzieć, gdy rozpoczyna żer po miast zagajnikach,
a ulice w bomb szponach krzyczą ognistym spazmem
i nad fasadą ruin dym arkady zamyka.
Jak to jest, kiedy obce buty po bębnie bruku
wygrywają melodie, z których zapach krwi zionie,
pisać, jak na napiętym rzeki cięciwą łuku
tańczą szczęśliwe pary - i wiosna jest w Awinionie.
Jak to jest ciasną uzdę słów wojskowej przysięgi
założyć na wpółoszalałą klacz - wolną wolę
i w szufladzie spiętego siecią żelaznych ścięgien
trzymać zawsze wiernego psa gończego - pistolet.
Jak to jest się zatopić w obłok dziewczęcych włosów
i po ciele jak z puchu miękko wargą żeglować
czując, jak w bioder misach żądze falami niosą
dwoje ludzi do brzegów, gdzie się leży bez słowa.
Jak to jest w szkiełkach godzin myśl odbijać i czekać,
gdy za strażnicą pępka w ciepłym brzucha kokonie
skrytym pod suknią żony na pień siebie nawleka
pulsującą nić tkanki nowy, malutki człowiek.
Jak to jest stać w szeregu równym niczym heksametr,
w szorstkim mundurze zapiąć żeber podwójny grzebień,
kiedy raz jeszcze miastem bitwy obraca zamieć
i każde spojrzenie trzeba w ostry lancet zamienić
I jak to jest, kiedy zamiast w pnączach wieku się wznosić,
młode kolumny ciała kładą się nagle pokotem,
a z wszystkich rzeczy tej ziemi boli już tylko pocisk -
bolesny klucz, co otwiera czaszkę na niebo złote.
My rating
My rating
My rating