drzwi
otworzyłem drzwi godzinie tęsknot
w której wskazówki bólem odmierzają minuty
nadeszły sny zanurzone w oparach Porto
odkrywam siebie w mroku przypisanej mi duszy
Bóg ma piekielne poczucie humoru
podarował mi słowa nieczytanego poety
którego poematy zawisły na nagich gałęziach
a myśli spadły po pijanemu ze skały
zanim uderzyły głucho o ziemię
miejscowy zielarz usłyszał ostatnią
"wierzę że w nic nie wierzę"
resztę rozdziobały czarne kruki
zwiedzione blaskiem umierającej gwiazdy
co wróżby złowrogie na swoim katafalku
złożyła bezszelestnie
upadając spotkałem bezdomnego anioła
spojrzał mi w zmęczone oczy
i rzekł
oto smutek w swojej dziewiczej postaci
widywałem taki na zapomnianych cmentarzach
gdzie nie było komu liści zgrabić zeschniętych
i świeczki z pszczelego zapalić wosku
a każda noc posępnie milczała nad temi grobami
otworzyłem drzwi tęsknot w tej godzinie długiej
w blasku strażnika nieba widziałem Cię
w ułamku sekundy spłynął na mnie twój spokój
i błękit tamtej sukienki
jawiłaś mi się modlitwą o dotyk
spojrzeniem wniknęłaś pod skórę
które w godzinie śmierci
pieszczotą obdarzyłem najczulszą
upadłem na kolana prosząc o więcej
wypełniła mnie miłość która góry
postawiła na wierzchołkach
zmieniła bieg rzek i tęczę rozwiesiła
pomiędzy nami
dłoń twoja życie wskrzesiła w ciele
jak rzeźbiarz w marmurze
i odległości zmniejszyła
na długość rozmowy telefonicznej
dłoń co w strunę duszy uderzyła
wydobywając najczulsze akordy
serce z sercem mudrą splotła
rozjaśniając szarość życia
otworzyłem drzwi miłości
i nigdy już ich nie zamknę
w której wskazówki bólem odmierzają minuty
nadeszły sny zanurzone w oparach Porto
odkrywam siebie w mroku przypisanej mi duszy
Bóg ma piekielne poczucie humoru
podarował mi słowa nieczytanego poety
którego poematy zawisły na nagich gałęziach
a myśli spadły po pijanemu ze skały
zanim uderzyły głucho o ziemię
miejscowy zielarz usłyszał ostatnią
"wierzę że w nic nie wierzę"
resztę rozdziobały czarne kruki
zwiedzione blaskiem umierającej gwiazdy
co wróżby złowrogie na swoim katafalku
złożyła bezszelestnie
upadając spotkałem bezdomnego anioła
spojrzał mi w zmęczone oczy
i rzekł
oto smutek w swojej dziewiczej postaci
widywałem taki na zapomnianych cmentarzach
gdzie nie było komu liści zgrabić zeschniętych
i świeczki z pszczelego zapalić wosku
a każda noc posępnie milczała nad temi grobami
otworzyłem drzwi tęsknot w tej godzinie długiej
w blasku strażnika nieba widziałem Cię
w ułamku sekundy spłynął na mnie twój spokój
i błękit tamtej sukienki
jawiłaś mi się modlitwą o dotyk
spojrzeniem wniknęłaś pod skórę
które w godzinie śmierci
pieszczotą obdarzyłem najczulszą
upadłem na kolana prosząc o więcej
wypełniła mnie miłość która góry
postawiła na wierzchołkach
zmieniła bieg rzek i tęczę rozwiesiła
pomiędzy nami
dłoń twoja życie wskrzesiła w ciele
jak rzeźbiarz w marmurze
i odległości zmniejszyła
na długość rozmowy telefonicznej
dłoń co w strunę duszy uderzyła
wydobywając najczulsze akordy
serce z sercem mudrą splotła
rozjaśniając szarość życia
otworzyłem drzwi miłości
i nigdy już ich nie zamknę
My rating
My rating
My rating
........
Wiele fragmentów na tak.My rating
My rating
My rating
My rating
My rating