lecę niby rakietą
Na progu dorosłości siedzę
jem sobie kanapkę z dżemem
Już nie przez dziurkę od klucza
zza drzwi uchylonych patrzę
Dotykam oczami historii
wpadających ze światłem
Promienie łaskoczą mnie słodko
czuje ciepło z oddali
zachodu słońca kolory
wpadają do mnie strugami
Bosymi stopami po trawie
choć zabronili deptać
jak dziecko beztrosko się bawię
na placu zabaw życia
ciaglę po pierwszej stronie
framuga drzwi jeszcze nietknięta
jeszcze nic nie jest na serio
klamka nienaciśnięta
karty wciąż leżą na stole
wciąż nie wiem co jeszcze dostanę
czy będę umiała grać nimi?
przecież jest jedno rozdanie
Wysuwam nosek ciekawski
kuszą zapachy nieznane
chciałabym złapać choć jeden
lecz muszę zrobić krok dalej
I nagle widzę z oddali
że lecę niby rakietą
nieważne jak przejdę przez bramę
dotrę jak wszyscy do Celu
jem sobie kanapkę z dżemem
Już nie przez dziurkę od klucza
zza drzwi uchylonych patrzę
Dotykam oczami historii
wpadających ze światłem
Promienie łaskoczą mnie słodko
czuje ciepło z oddali
zachodu słońca kolory
wpadają do mnie strugami
Bosymi stopami po trawie
choć zabronili deptać
jak dziecko beztrosko się bawię
na placu zabaw życia
ciaglę po pierwszej stronie
framuga drzwi jeszcze nietknięta
jeszcze nic nie jest na serio
klamka nienaciśnięta
karty wciąż leżą na stole
wciąż nie wiem co jeszcze dostanę
czy będę umiała grać nimi?
przecież jest jedno rozdanie
Wysuwam nosek ciekawski
kuszą zapachy nieznane
chciałabym złapać choć jeden
lecz muszę zrobić krok dalej
I nagle widzę z oddali
że lecę niby rakietą
nieważne jak przejdę przez bramę
dotrę jak wszyscy do Celu
Poem versions
My rating
My rating
My rating
Moja ocena
Zadziwił mnieMy rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating