Initio gentis

author:  Michał Muszalik
5.0/5 | 7


Stanął na wzgórzu i patrzył na ciemność lasu
gęstniejącą w stronę potoku, który nazwą kiedyś Wartą.
A gdyby się odwrócił, zrzedłyby drzewa wśród piasków,
tam, gdzie dymią ogniska z nizinnych siedzib Mazowszan.

Wśród pochyłych promieni zachodzącego słońca
żarzyły się grubo ciosane pomniki słowiańskich bóstw,
wkraczając w ostatni wieczór przed odebraniem im sacrum.
Jutro książę z nadania wichrów zimowych i miecza
zanurzy się w wody święcone imieniem Aramejczyka,
stanie się pomazańcem jednego tylko Boga.

Czy mógł wiedzieć wtedy, co wzbudza?
Że niechęć do uległości powadze cesarskich insygniów
będzie kamieniem węgielnym idei większej niż władza
nad mokradłami, grodami, ścieżkami pośród wrzosowisk?
Że dla dumnego ptaka na karmazynowej tkaninie
będą ginąć i mścić się, brodzić w śniegach, pustyniach?

O, jak przepotężna jest moc jednego gestu
schylenia pokornie głowy - ze szczerej woli, a może
wynikał on z porównania korzyści i strat tymczasowych,
nie sięgających dalej, niż czas panowania następcy.

To miała być wielka opowieść. O niezłomnej woli
bezbronnych rycerzy ukrytych w oczekiwaniu na wroga,
o tym, jak niedaleko potędze jest do zagłady,
o obcych we własnej ziemi, najeźdźcach z trzech stron świata,
o wielkich porywach serca i pieśniach tysiąca bardów
śpiewanych w noc najciemniejszą przy nienastrojonej harfie.

Nigdy nie mieli do końca wyrzec się pogaństwa.
Obok krzyża postawią półmitycznych herosów,
którzy w imię dość płodnej krainy między wapiennym masywem
a zimnym morzem pociętym przez drakkary i czółna
będą umierać w lochach, na bezimiennych polanach.
To dziwne zmieszanie wiar będzie najlepszą twierdza,
każe podnieść osady ze zgliszcz i miasta odtworzyć z ruin,
obitym twarzom zajaśnieć niespotykanym blaskiem.

Książę ścisnął kieł wilczy zawieszony na szyi
i spojrzał znów na dolinę. Mężczyźni w lnianych koszulach
wracali z polowania. Z trudem nieśli jelenia.
Oblicza mieli zmęczone, ale pełne zapału.
W wiosce kobiety warzyły piwo z gęstego miodu
dźwięcząc bransoletami i wyglądając mężów.

Teraz był pewien decyzji, choć był tylko narzędziem
nieznanych sił, co zechciały mieszkańców rozciągłej puszczy
dźwignąć pewnego ranka w godność narodu Lechitów.












Dedykowany Zbigniewowi Herbertowi

Poem versions


 
COMMENTS


@ TiAmo

Dziękuję za tak piękne słowa skierowane pod moim adresem :)

mimo

młodego wieku jaki podajesz piszesz tak,że jedyne czego by się można czepić to fakt,że za mało....(za mało nam tutaj piszesz);)
nie czytałam wcześniej twoich wierszy,sama nie wiem czemu,ale omijałam "nie znając autora".
Też nie zawsze "bywałam"kiedy publikowałeś.
Jestem pełna podziwu co do lekkości,wiedzy,doboru słów,
poezji ,która w Tobie bez wątpienia jest,żyje.
Wiersz mnie zauroczył,szczerze.
Wróżę,o ile będziesz chciał iść tą drogą wielką karierę.
Jeśli nie...wróżę(choć bez kryształowej kuli,a jedynie po swoich odczuciach)że nie jednego jeszcze czytelnika wzruszysz,zaprowadzisz w świat,w którym tak miło odpocząć od codzienności.
Piszesz fenomenalnie!
Dopiero dzisiaj dostrzegłam ten wiersz.
Dziękuję za niego.

My rating:  
02.11.2015,  TiAmo

My rating

My rating:  
28.10.2015,  wolfsbeeren

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  
27.10.2015,  Mira Hebrand

My rating

My rating:  

My rating

My rating: