Ballada o końcu świata
Niewidomy choreograf boleśnie zwiera dłonie
na ciele młodej tancerki, wygiętej w pałąk.
W oczekiwaniu na trwający nieprzerwanie świt
zaznacza swoje życie w grze mięśni i kości
utrwala milczenie oczu
i choć nie widzi od urodzenia
oczy drgają w posadach
wrasta w serce czas
schowany do torebki stawowej
Klasycznie barbarzyński casus
dźwiga ostre światło cięższe już od prawdy
rozkraczył się w trawie -
trudno dzielić się samotnością
Torebka stawowa choreografa -
stary sad cierpiący na paroksyzm jednej jabłoni
miast osocza jak stal oddaje krople rdzy
zmysłowa w swej pierwotności
burczy w kolanie prawie niezauważalnie
Gdy spada ciężki owoc doświadczenia
rozklekotany wóz powozi jabłoń z kolana
zamienia się w dorożkę pełną tiulu i naftaliny
w pełnego mrocznych zaklęć połatanego konia
i zmurszałego woźnicę
co mocny w nogach wodzi go w ciemność
na postój słów wyszeptanych
Tylko choreograf zatrzymuje skronie
co skaczą w ciemnościach wspaniałe piruety
wciąż jeszcze rozchylone gałęzie ramion
szykują się by opowiedzieć ciałem
jak bardzo wielkoduszna może być śmierć
Za płotem już miękko klekocze dorożka
kończy terkotem jednoaktówkę choreografa
oddaje ruch wątłego ciała w zastaw
i obnaża czas
jak i zęby w wyuczonym uśmiechu
U schyłku życia
wszak najlepiej gra się króla Leara
na ciele młodej tancerki, wygiętej w pałąk.
W oczekiwaniu na trwający nieprzerwanie świt
zaznacza swoje życie w grze mięśni i kości
utrwala milczenie oczu
i choć nie widzi od urodzenia
oczy drgają w posadach
wrasta w serce czas
schowany do torebki stawowej
Klasycznie barbarzyński casus
dźwiga ostre światło cięższe już od prawdy
rozkraczył się w trawie -
trudno dzielić się samotnością
Torebka stawowa choreografa -
stary sad cierpiący na paroksyzm jednej jabłoni
miast osocza jak stal oddaje krople rdzy
zmysłowa w swej pierwotności
burczy w kolanie prawie niezauważalnie
Gdy spada ciężki owoc doświadczenia
rozklekotany wóz powozi jabłoń z kolana
zamienia się w dorożkę pełną tiulu i naftaliny
w pełnego mrocznych zaklęć połatanego konia
i zmurszałego woźnicę
co mocny w nogach wodzi go w ciemność
na postój słów wyszeptanych
Tylko choreograf zatrzymuje skronie
co skaczą w ciemnościach wspaniałe piruety
wciąż jeszcze rozchylone gałęzie ramion
szykują się by opowiedzieć ciałem
jak bardzo wielkoduszna może być śmierć
Za płotem już miękko klekocze dorożka
kończy terkotem jednoaktówkę choreografa
oddaje ruch wątłego ciała w zastaw
i obnaża czas
jak i zęby w wyuczonym uśmiechu
U schyłku życia
wszak najlepiej gra się króla Leara
My rating
Dobry kawałek poezji,