Spacer jesienny
Świat musiał stać się niedawno. Za lekko było, za dobrze.
Rozpinały się więc pajęczyny przewodów
na świeżo wyrosłych słupach,
w korytach rzek asfaltowych śnieżyły się świeże linie.
Domy otulały się w szale tynku i chusty farb.
Kto by pomyślał, jak szybko przemknęła cała historia.
Szliśmy gdziekolwiek, przed siebie. Celu nie szukać na mapie.
Nad nami gwiezdne busole wskazały kierunek: wszędzie
i przez zasłony atmosfer mrugały porozumiewawczo.
Zaskakiwała mnie wszystkim. Zielenią oczu w listopadzie.
Czerwienią ust po zachodzie słońca. Gęstością rzęs
po opadzie liści. Nie pasowała do tej pory roku.
Stukot dwójki obcasów odmierzał wieczność spotkania.
A było o czym rozmawiać- o wszystkim. Więc także o niczym.
-Wiesz, piękna jesteś.
-Dziękuję.
-Nie dziękuj. Bóg widać chciał mnie poetą
a Ciebie widać chciał muzą, inaczej się zdarzyć nie mogło.
Co będzie, kiedy odjedziesz? Wspomnienie, aż do spotkania.
Idź już, autobus czeka. I wieczność ma czasem koniec.
Syk drzwi, obroty kół. Mój powrót w górę ulicy.
Tęsknota czy szczęście? Coś między.
Coś, co nazywa się: zachwyt, zachwyt płonący w milczeniu.
Piekary Śląskie, 24 XI 2013
Rozpinały się więc pajęczyny przewodów
na świeżo wyrosłych słupach,
w korytach rzek asfaltowych śnieżyły się świeże linie.
Domy otulały się w szale tynku i chusty farb.
Kto by pomyślał, jak szybko przemknęła cała historia.
Szliśmy gdziekolwiek, przed siebie. Celu nie szukać na mapie.
Nad nami gwiezdne busole wskazały kierunek: wszędzie
i przez zasłony atmosfer mrugały porozumiewawczo.
Zaskakiwała mnie wszystkim. Zielenią oczu w listopadzie.
Czerwienią ust po zachodzie słońca. Gęstością rzęs
po opadzie liści. Nie pasowała do tej pory roku.
Stukot dwójki obcasów odmierzał wieczność spotkania.
A było o czym rozmawiać- o wszystkim. Więc także o niczym.
-Wiesz, piękna jesteś.
-Dziękuję.
-Nie dziękuj. Bóg widać chciał mnie poetą
a Ciebie widać chciał muzą, inaczej się zdarzyć nie mogło.
Co będzie, kiedy odjedziesz? Wspomnienie, aż do spotkania.
Idź już, autobus czeka. I wieczność ma czasem koniec.
Syk drzwi, obroty kół. Mój powrót w górę ulicy.
Tęsknota czy szczęście? Coś między.
Coś, co nazywa się: zachwyt, zachwyt płonący w milczeniu.
Piekary Śląskie, 24 XI 2013
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
Moja ocena
Ten wiersz od trzeciej zwrotki brzmi genialnie.To byt samoistny.
Takim bym go pozostawił.
My rating
My rating