Brednie
Brednie
W wyrazie istnienie są aż dwa słowa nie
Czy jesteś tu na pewno?
Zmętniał już,
nadmierne zapatrzony w istnienie sen pośród snów,
zawsze pełny od sprzeczności i otępienia?
Czy jesteś, skoro przygarbione płuca wypełnione czadem dat,
a w źrenicach ostrza, niczym wieczny brud za paznokciami?
Czy sen zakrapla okręgi po twoim kamieniu,
gdy ponad nieuchwytnym nieważna niecka doczesnych szczątków
i co dnia ze wschodu na zachód zbiega się człowiek z twarzą,
wieczorem już nie mającą nic do ukrycia?
Czy wiecznie martwa melancholia będzie większa od ciebie
skoro wiesz, że wczoraj jest jak jutro i wszędzie
panoszą się zaszyfrowane erraty?
Wszędzie to mniej, nie więcej.
Czy dobrze upilnowałeś abstrakcji i miary odległości
ciszy i miarki ziemi,
kiedy równie ślepa minuta rodzi się tuż po poprzedniej
by cicho zdychać w nicość?
Wiesz, czy na pewno tu byłeś
aby wymodlić kamienną świątynię dla swego ciała,
które łysieje i ślepnie na starość,
lecz nijak przez to nie ubywa mu drogi?
Napływasz wraz z okręgami, by złorzeczyć swej drodze
wiedząc, że nawet wtedy nie sposób oczyścić koszmarów.
Zatem, czy wpatrzony w starą kruchość i bezzębność
przeklniesz, sepleniąc i plując, swoją galopującą starość
i czy wszelkie pytajniki w tym kierunku,
kiedy z kąta w kąt
wszystkie twoje brednie?
No właśnie, brednie.
W wyrazie istnienie są aż dwa słowa nie
Czy jesteś tu na pewno?
Zmętniał już,
nadmierne zapatrzony w istnienie sen pośród snów,
zawsze pełny od sprzeczności i otępienia?
Czy jesteś, skoro przygarbione płuca wypełnione czadem dat,
a w źrenicach ostrza, niczym wieczny brud za paznokciami?
Czy sen zakrapla okręgi po twoim kamieniu,
gdy ponad nieuchwytnym nieważna niecka doczesnych szczątków
i co dnia ze wschodu na zachód zbiega się człowiek z twarzą,
wieczorem już nie mającą nic do ukrycia?
Czy wiecznie martwa melancholia będzie większa od ciebie
skoro wiesz, że wczoraj jest jak jutro i wszędzie
panoszą się zaszyfrowane erraty?
Wszędzie to mniej, nie więcej.
Czy dobrze upilnowałeś abstrakcji i miary odległości
ciszy i miarki ziemi,
kiedy równie ślepa minuta rodzi się tuż po poprzedniej
by cicho zdychać w nicość?
Wiesz, czy na pewno tu byłeś
aby wymodlić kamienną świątynię dla swego ciała,
które łysieje i ślepnie na starość,
lecz nijak przez to nie ubywa mu drogi?
Napływasz wraz z okręgami, by złorzeczyć swej drodze
wiedząc, że nawet wtedy nie sposób oczyścić koszmarów.
Zatem, czy wpatrzony w starą kruchość i bezzębność
przeklniesz, sepleniąc i plując, swoją galopującą starość
i czy wszelkie pytajniki w tym kierunku,
kiedy z kąta w kąt
wszystkie twoje brednie?
No właśnie, brednie.
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
Moja ocena
Tekst jest znakomity.