La ville et le monde
Ten ból głowy, który budził mnie wczesnym rankiem
przez parę ostatnich dni. Kazał mi iść do okna
i oglądać, jak w cichym, jesiennym śpiewie ptaków
kładzie się plat różany na drzeworycie domostw.
Gwiazdy zdmuchnięto znad głowy, nim przecięły je
samoloty. Z Pyrzowic szedł rejs za rejsem. Zewsząd.
Wszędzie. Żyłki tras podnosiły mój malutki widnokrąg
i wiązały go z resztą globu litanią kilometrów.
Była jakaś wspólnota z Rue Charlemagne w Paryżu,
gdzie jeszcze słońce nie wstało, i z wsią zgubioną
w Karpatach, gdzie błyszczały już górskie brzuchy.
Ten ból głowy, który budził mnie wczesnym rankiem.
Czy to tylko choroba? A może podskórna troska
o kilka wież w drugim planie, drgającą mgłą linię lasu.
I o wszystko co dalej, za kurtynami wzroku,
co wpędza nas w trans codzienny i moje drogie miasto
przyszywa do miejsca na Ziemi, jednego, jedynego.
Widziałem wstającą do życia łatkę z szaty planety
i w ciszy adorowałem jej świętą niepowtarzalność.
przez parę ostatnich dni. Kazał mi iść do okna
i oglądać, jak w cichym, jesiennym śpiewie ptaków
kładzie się plat różany na drzeworycie domostw.
Gwiazdy zdmuchnięto znad głowy, nim przecięły je
samoloty. Z Pyrzowic szedł rejs za rejsem. Zewsząd.
Wszędzie. Żyłki tras podnosiły mój malutki widnokrąg
i wiązały go z resztą globu litanią kilometrów.
Była jakaś wspólnota z Rue Charlemagne w Paryżu,
gdzie jeszcze słońce nie wstało, i z wsią zgubioną
w Karpatach, gdzie błyszczały już górskie brzuchy.
Ten ból głowy, który budził mnie wczesnym rankiem.
Czy to tylko choroba? A może podskórna troska
o kilka wież w drugim planie, drgającą mgłą linię lasu.
I o wszystko co dalej, za kurtynami wzroku,
co wpędza nas w trans codzienny i moje drogie miasto
przyszywa do miejsca na Ziemi, jednego, jedynego.
Widziałem wstającą do życia łatkę z szaty planety
i w ciszy adorowałem jej świętą niepowtarzalność.
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
Moja ocena
Co za klimaty!