Bezczas podróży

author:  Piotr Paschke
5.0/5 | 7


Bezczas podróży



Odjazd, niczym wściekłe pociąganie sznurków marionetek przez niewprawnego rzeźbiarza przestrzeni. Szarość, przechodząca w inną szarość, nie potrafi wzbijać już wielu odmian bieli. A jej reszta podziwia miękkość płatków, ich zawoalowane znaczenia i teatralny gest stałego wzrostu.
Odjazd, a tkwiący nade mną uparcie błękit runął właśnie sumiennie, zrywając kolce kolczastego kwiatu. Róża kwili teraz aż po horyzont, trzymając na zewnątrz swoją skłonność do przesady i prawdę, nieco bardziej szarą od prawdy.
Zatem odjazd, a przy nim i nogi w powietrze, wieczne wachlowanie trudnymi pytaniami i odpowiedziami. Pogięte daty ustawicznie grymaszą, że chorują na chorobę lokomocyjną, więc ściskają kurczowo jakieś niepełne dzieła zebrane i otulają się zgnuśniałą termowizją oraz rosnącą niechęcią do jakiegokolwiek przemieszczania. Muszę zapalać im małą świeczkę w ślepych korytarzach kompletnej nieświadomości. Jakoś same będą musiały przebrnąć przez skomplikowany labirynt nieaktualnego rozkładu jazdy. Dopiero wtedy ktoś mi dotąd nieznany pozwoli im się rozgościć w zupełnie nowym i nieznanym miejscu.
Odjeżdżam. Na wierzchu ostatniego peronu ktoś przynitował niedokończoną tuż przed świtem minutę. Przeżyła tylko dzięki temu, że opierała się swoim pragnieniom tak długo. Minuta ma teraz bardzo zmęczone pięty. Nieumyślnie i nieomylnie swoje, pokazywane w powietrzu, wszystkim. W dodatku strasznie męczy ją tępa tarka odpowiedzi na bardzo trudne pytania.
Odjazd panoszy się w durnej, samczej tyradzie. Popisuje się egzystencjalnymi lękami oraz znawstwem genezy pochodzenia dobra i zła. Myślę jednak, że w ten zawoalowany sposób ukrywa fakt ciężkiej, komunikacyjnej choroby, a także zaawansowaną durnotę i kompletny brak antidotum na zaplanowane opóźnienie. Lecz ja wiem, co utrzymuje go przy życiu. To instynktowna, dzika i niepohamowana chęć przetrwania na chybotliwych torach.
Odjazd przeniesiony gładko i przeliczony na odległość. Otwieram zatem okno i do przedziału wpada talizman spokojnego snu, który niecierpliwie ogryza paznokcie. Poza tym ogryza także niesmaczne hamburgery z tłustymi onomatopejami. Łożyska skrzypią ponad siły. Pomagam im trochę w myślach, by chociaż w ten sposób było im troszkę lżej. Później odganiam gwałtownie lancet zwrotnicy, głodnej poranka, zwijam go w rolkę i wyrzucam na śmietnik niedokończonej historii.
Teraz już wiem – ciało w dłonie i od ust !
Ruszam. Generalne rozświetlenie. Nadzieja pryska snopem iskier na boki, czasami do tyłu. Podróż skończy się u wezgłowia łóżka. Kolejne składy odejdą bezpowrotnie.
Odmierzam bezczas podróży.
Nagi wagon dygoce z zimna.



 
COMMENTS


My rating

My rating:  

My rating

My rating:  
11.02.2014,  mroźny

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  
10.02.2014,  Malwina

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  
10.02.2014,  bezecnik