Mój szafot (Prolog)

author:  Piotr Paschke
5.0/5 | 5


Mój szafot
(Prolog)


Staję z ułomnymi, w jednym szeregu. Odczuwam codzienny bezwstyd bez wydechu, bo trudno w tym momencie przewartościować siebie. Zubożały w chwale pozwalam się bardziej nie szanować. Rozpamiętuję przedwczorajsze bezrobocie i bardzo krótkie telefony do dzieci.
Nie postrzegam już tak dokładnie przekładania na dolną półkę, zresztą, z własnej woli nie mam już na to wpływu. Spóźniony o fałszywy socjalizm pukam w pustą teorię bezwzględności, liczę swój czas, stare portfele i jeszcze jedną zimę. Teraz wszystkie sentencje wydają się dojrzalsze od niewyobrażalnie niedojrzałej śmierci. Ta wraca, by dookreślić wielkość swojej rangi, która innych gryzie w oczy gorzej niż gęsty dym. Płoży się pod kołnierzykiem mgły, tykającej równomiernie, tak samo jak ileś tam temu, lecz znacznie później.
O jeden co dzień.
Wydeptuję ścieżki snów, jakąś niespełnioną we śnie jawę. Ścieżki splatają palce na polnych drogach, tracą myśli, które dotąd ich jeszcze nie raniły. Przyzywam zatem do porządku ten mały pokoik bez klamek, z zasłoniętym plamami oknem, z którego staram się od trzech tygodni wyrwać choć jeden pręt. Pręt myśli o mnie jak o dobrodusznym cieniu w upalne popołudnie, ale sam nie wiem, czy dać mu aż tyle czasu na dalsze zastanowienie. Jeżeli zechce możemy się kochać, dobę na dobę, tak długo aż mnie wypieści, kiedy napełnię go słońcem. Zatrzymam go trochę, na potem. Obok niego zaczynam być człowiekiem. I tylko to powolne bicie powiekami, potem zawoalowana przestrzeń. I drzazgi nie w porę wysłanych listów.
Pacjentom pozwala się zabrać niewiele. Przecież śmierdzą uryną, życiem i przyszłą sterylizacją. Śmierdzą potocznością i pierwszym przetaczaniem przyzwyczajeń. Śmierdzą przeszłością, swoimi bzdurnymi historiami, obrazami z końmi, brudnymi pochwami, białymi sztandarami i zdradą. Salowe podają im na talerzach dziwnie brzmiącą ciszę nie wiedząc, iż cisza jutrzejsza będzie głosem jeszcze bardziej wściekłych desperatów. Dlatego nikogo stąd nie wypuszczą. Dzień dzisiejszy nie nazwał jeszcze do końca systemu, któremu można wyznaczyć wyrok.
O wyrok starłem już wszystkie podeszwy. Z butów wychodzą na świat obce języki, którym brak najprostszych narządów mowy. Teraz jak niemowlęta wierzą w każdy zabobon. Wierzą i wydeptują swoją opowieść w niezrozumiałej mowie ciała, jak przydrożny kamień, swobodnie połykający małe skały narzutowe. (Potrafi połykać je w całości, bez odruchu zakrztuszenia, ale nie mów o tym nikomu)! Migdał granitu przerasta gardło.
Wprost z podszewki okien wyrastają mityczne zakręty historii. Ich twardość przemawia do mas, potem kamienie narzutowe brutalnie pałują szkło. Lecz nie tak, jak się dłonią penetruje taflę stojącej wody. Kamień się nią dławi, mozaika rozprysków odwzajemnia z trudem wybudowany romantyzm. Zwłaszcza nie są jej obce namiętne pocałunki wież oblężniczych. Sprawdza zatem pod włos na ile woda napełniła się odciskami palców a na ile palce dotykają się wzajemnie. Bo, kiedy będzie im dane pierwszy raz posmakować ciszy dotknięcia, palce zamienią się w kamienie, zaplecione niczym bat i to w bardzo zrozumiałym języku, wcale nie wystającym z butów.
Staję w szeregu ułomnych i dotykam. Wnętrze nasiąka optymalnie, cedzi kamienie przez skronie.
Czas je uchwycić, ale ja nadal nie jestem gotów.
Te są tak blisko, że nie da się wszystkiego zapamiętać.
Zresztą moje czterdzieści i cztery odległe już aż o siedem wiosen.



 
COMMENTS


My rating

My rating:  
31.12.2013,  Asia Kula

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  
31.12.2013,  mroźny

Moja ocena

Wczoraj natrafiłem na starego dobrego Adama Ważyka i znajduję podobieństwo w lekkości i błyskotliwości (mam nadzieję, że nie obrażam porównaniem z prominentem minionego systemu).
A co warunków na oddziałach psychiatrycznych - w ostatnich latach dużo zmieniło się na lepsze (tu ukłon w kierunku Agaty). Jednak to, jak traktuje się chorych, zawsze zależeć będzie tylko i wyłącznie od kultury narodu (no bo decydent, lekarz, pielęgniarka i salowa to też naród).
Wytłumaczenie jest, jednak gorzki smak pozostaje.
My rating:  
31.12.2013,  bezecnik

Moja ocena


Witam,
Z zapartym tchem czytałam Prolog.Jest bardzo empatyczny i do tego stopnia realistyczny,iż przywołał wspomnienia ze stażu na Psychiatrii,gdzie zupę nalewano zwykłum kubkiem na talerze,a drugie danie ówczesne salowe nakładały rękoma.To był dla mnie szok,a jeszcze większym szokiem była poranna toaleta,gdzie pacjentki,które zupełnie zatraciły jaźń myto wodą puszczoną ze szlaufu zbierając je do jednego pomieszczenia zwanego łazienką.Wszystkie były nago prowadzone do tego pomieszczenia w jednej grupie jak stado,to bylo okropne....nie będę się rozpisywać.
Razem z mężem czytaliśmy ostatni Pana utwór i byliśmy dumni,że końcu ktoś podjął ten temat i za to Panu Dziękujemu w imieniu tych ludzi,którzy tego zrobić już nie mogą,a reszta na pewno zrobi to sama.
Całość Projektu,gdy już będzie ukończony i dostępny znajdzie się z pewnością w Naszej bibliotece.....
Pozdrawiamy;
Agata i Marek Janik
My rating: