Brzemię
Od drzewa do drzewa
rozciągnięte nici
babiego lata furgają
lśnią rude liście dębów
znowu aniołowi
jedno skrzydło trąciła
Winna ciągle czegoś
komuś za coś winna
bo brzydka za gruba
za biedna bo już stara
by móc kochać
być kochaną i szczęśliwą
Bała się uciekać przed
mówić o dotykaniu
płonęła ze wstydu
czemu ją ciągle ktoś
teraz wciąż jest sama
nosi rany serca i duszy
Nie umie nikt wyrwać
jej z cierni przeszłości
przywykła do bycia
dla wszystkich niemą
nie wierzy że coś
mogłoby się zmienić
rozciągnięte nici
babiego lata furgają
lśnią rude liście dębów
znowu aniołowi
jedno skrzydło trąciła
Winna ciągle czegoś
komuś za coś winna
bo brzydka za gruba
za biedna bo już stara
by móc kochać
być kochaną i szczęśliwą
Bała się uciekać przed
mówić o dotykaniu
płonęła ze wstydu
czemu ją ciągle ktoś
teraz wciąż jest sama
nosi rany serca i duszy
Nie umie nikt wyrwać
jej z cierni przeszłości
przywykła do bycia
dla wszystkich niemą
nie wierzy że coś
mogłoby się zmienić
My rating
My rating
My rating
My rating