Udany dzień
Zbudził się jak co rano
Zły na cały świat i siebie
I jedząc bułkę maślaną
Myślał jak mają w niebie
Potem jak w każdy poranek
Wychylił kawy dzbanek
Wsiadł do samochodu taty
I pojechał do pracy
Znów jak w każde przedpołudnie
Dostał burę od szefa
Sam zbeształ sekretarkę
I poszedł na kebab
W porze lunchu jak to bywa
Przemęczenie go dopadło
Przysnął więc na chwilę chyba
Albo coś mu się zdawało
W mig zjawiła się kelnerka
Blondi w bikini na szpilkach
Zakręciła zręcznie tacą
Aż mu w gardle zaschło
Wnet zjawiła się z szarlotką
Jakby znała jego myśli
I nie wiedział śni czy nie śni
Gdy pod krzesłem znalazł
Kupon totolotka
I już leżał na plaży
Pijąc drinki z parasolką
W Puerto Rico, Acapulco
W srebrnym porsche z kelnerką
Już jego jacht przybił do
Cannes
Na nartach szusem przemierzył
Aspen
W Las Vegas rozbił bank
W Dubaju, ach w Dubaju
Właśnie…
Dryń, dryń…czy to żart?
Czy prezydent dzwoni sam?
Nie, nie tylko jego szef
Znowu burę dostał eh…
Nie pozwolił dalej śnić
A tak pięknie mogło być
I znów jak co wieczór
Zupełnie zwyczajnie
Przy piwku i przy meczu
Wieczór zleci normalnie
Tylko jedna myśl
Po głowie się kołacze
To był udany dzień
Bo nie straciłeś chłopie
pracy
Zły na cały świat i siebie
I jedząc bułkę maślaną
Myślał jak mają w niebie
Potem jak w każdy poranek
Wychylił kawy dzbanek
Wsiadł do samochodu taty
I pojechał do pracy
Znów jak w każde przedpołudnie
Dostał burę od szefa
Sam zbeształ sekretarkę
I poszedł na kebab
W porze lunchu jak to bywa
Przemęczenie go dopadło
Przysnął więc na chwilę chyba
Albo coś mu się zdawało
W mig zjawiła się kelnerka
Blondi w bikini na szpilkach
Zakręciła zręcznie tacą
Aż mu w gardle zaschło
Wnet zjawiła się z szarlotką
Jakby znała jego myśli
I nie wiedział śni czy nie śni
Gdy pod krzesłem znalazł
Kupon totolotka
I już leżał na plaży
Pijąc drinki z parasolką
W Puerto Rico, Acapulco
W srebrnym porsche z kelnerką
Już jego jacht przybił do
Cannes
Na nartach szusem przemierzył
Aspen
W Las Vegas rozbił bank
W Dubaju, ach w Dubaju
Właśnie…
Dryń, dryń…czy to żart?
Czy prezydent dzwoni sam?
Nie, nie tylko jego szef
Znowu burę dostał eh…
Nie pozwolił dalej śnić
A tak pięknie mogło być
I znów jak co wieczór
Zupełnie zwyczajnie
Przy piwku i przy meczu
Wieczór zleci normalnie
Tylko jedna myśl
Po głowie się kołacze
To był udany dzień
Bo nie straciłeś chłopie
pracy
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating