Kung-fucjusz
Czasem myślom puszczam wodze
Gdy mnie żrą ich stada
Wieczorami w miasto chodzę
I do siebie gadam
O tej pani, która pana
Mocno za dłoń trzyma
Chociaż twarz jej zapłakana
A pod okiem siniak
O strojnisi, co na smyczy
Wlecze foksteriera
Choć foksterier się nabzdyczył
Jak jasna cholera
O żebraku spod kościoła
Którego już nie ma
O tak zwanym miłosierdziu
I podobnych ściemach
Gadam sobie i o tobie
Przyjacielu były
Zachowałeś się jak człowiek
Chłepcząc mi krew z żyły
Może czas już zrzucić togę
Myśli wyższych lotów
Wkurzę się i wam pomogę
Kopem z półobrotu.
Gdy mnie żrą ich stada
Wieczorami w miasto chodzę
I do siebie gadam
O tej pani, która pana
Mocno za dłoń trzyma
Chociaż twarz jej zapłakana
A pod okiem siniak
O strojnisi, co na smyczy
Wlecze foksteriera
Choć foksterier się nabzdyczył
Jak jasna cholera
O żebraku spod kościoła
Którego już nie ma
O tak zwanym miłosierdziu
I podobnych ściemach
Gadam sobie i o tobie
Przyjacielu były
Zachowałeś się jak człowiek
Chłepcząc mi krew z żyły
Może czas już zrzucić togę
Myśli wyższych lotów
Wkurzę się i wam pomogę
Kopem z półobrotu.
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating