cień nad rzeką H.
w ostatnim dniu lata
na upper brooklynie
latają nad miastem
foliowe torebki
fruwają jak ptaki
szybują w powietrzu
na jednej z tych ulic
w miejscu bez widoków
południowe słońce
świeci żółtym światłem
w stu oknach budynku
po przeciwnej stronie
wzdłuż chłodnego gzymsu
wysoko nad miastem
jak przy morskim brzegu
niespokojne palce
udając lornetkę
wypatrują statku
w powietrzu tak gęstym
i ciężkim jak brzemię
można zamknąć w dłoni
wilgotną esencję
przestrzeń uwięziona
w kratownicy ulic
otwiera skrzydła
kamiennych okiennic
po nierównym bruku
wstępuję kolejno
między plamy słońca
oraz strefy cienia
a gdy tak idę
zmienia się aura
świat naprzemian chmurzy się
i rozjaśnia
nadstawiam ucha
na dźwięki ulicy
nierównym oddechem
odmierzam puls miasta
odbijam się cieniem
na ścianie z betonu
sercem wpółuśpionym
nie tęsknię za domem
na upper brooklynie
latają nad miastem
foliowe torebki
fruwają jak ptaki
szybują w powietrzu
na jednej z tych ulic
w miejscu bez widoków
południowe słońce
świeci żółtym światłem
w stu oknach budynku
po przeciwnej stronie
wzdłuż chłodnego gzymsu
wysoko nad miastem
jak przy morskim brzegu
niespokojne palce
udając lornetkę
wypatrują statku
w powietrzu tak gęstym
i ciężkim jak brzemię
można zamknąć w dłoni
wilgotną esencję
przestrzeń uwięziona
w kratownicy ulic
otwiera skrzydła
kamiennych okiennic
po nierównym bruku
wstępuję kolejno
między plamy słońca
oraz strefy cienia
a gdy tak idę
zmienia się aura
świat naprzemian chmurzy się
i rozjaśnia
nadstawiam ucha
na dźwięki ulicy
nierównym oddechem
odmierzam puls miasta
odbijam się cieniem
na ścianie z betonu
sercem wpółuśpionym
nie tęsknię za domem
My rating
My rating
My rating
My rating