BALLADA SIEDLECKA (Moja Mała Polska)
Oto świt wstaje śpiewem jasny.
W perłowej rosie nut się budzi
Dźwięczne jak radość – moje miasto:
Miejsca znajome, bliscy ludzie.
Deszcz błyska w ziemię z lotnych szlaków;
Złota i ciepła chmur źrenica
Sypie obficie światła makiem
Nad kamienice, nad ulice.
Blask lekki. Kruszą się promienie,
Sączą przez listki barwy miodu
W szmer świeżokwietny, w gąszcz zieleni,
Na dzikie chwasty wśród ogrodów.
Głosy, śmiech dzieci. Dzień szeroki
Jak dłońmi – gwarny szum ogarnia,
Woła z daleka dziwny spokój,
Iskrą zapala łzy w latarniach.
Kurz wsiąka w szarą płynność zmierzchu,
Noc – sowa frunie z fali zasłon;
Wełna srebrzysta w sen się miesza.
Ciche jak smutek – moje miasto.
Księżyc powodzie łun rozlewa.
Śpiew inny pnie się z mgły – ten ciemny;
Szeptem przenika w drżące drzewa,
W cienie kamienic i tajemnic,
A kiedy północ wybrzmią dzwony –
Po skrzydłach miękkich, po obrzeża
Strumieniem tonów przytłumionych
Toczą się dźwięki poloneza.
Z wolna przycicha zapach cienia.
Czernią przez granat do błękitów –
Płaszcz rozgwieżdżony się przemienia
W obłok przejrzysty, w płomień świtu.
Tak rosły sny, jak w domów lesie
Wiosny niejednej świeża zieleń.
Przeszła niejedna wietrzna jesień,
Wiele kasztanów, liści wiele.
Noce dyszały parne, ciężkie
Skwarem, co topnieć się wydawał.
Ranki tańczyły w piórkach śnieżku,
Wyły w zamieciach szare zjawy.
Możesz gdzie indziej szukać siebie
W siedmiomilowych idąc butach,
A choćbym został tylko jeden –
Ja tutaj byłem, będę tutaj.
Nawet, gdy kiedyś w obcych stronach
Obce przytulą mnie pokoje –
Myśl będzie lampką rozjarzoną:
Ludzie znajomi, Siedlce moje…
W perłowej rosie nut się budzi
Dźwięczne jak radość – moje miasto:
Miejsca znajome, bliscy ludzie.
Deszcz błyska w ziemię z lotnych szlaków;
Złota i ciepła chmur źrenica
Sypie obficie światła makiem
Nad kamienice, nad ulice.
Blask lekki. Kruszą się promienie,
Sączą przez listki barwy miodu
W szmer świeżokwietny, w gąszcz zieleni,
Na dzikie chwasty wśród ogrodów.
Głosy, śmiech dzieci. Dzień szeroki
Jak dłońmi – gwarny szum ogarnia,
Woła z daleka dziwny spokój,
Iskrą zapala łzy w latarniach.
Kurz wsiąka w szarą płynność zmierzchu,
Noc – sowa frunie z fali zasłon;
Wełna srebrzysta w sen się miesza.
Ciche jak smutek – moje miasto.
Księżyc powodzie łun rozlewa.
Śpiew inny pnie się z mgły – ten ciemny;
Szeptem przenika w drżące drzewa,
W cienie kamienic i tajemnic,
A kiedy północ wybrzmią dzwony –
Po skrzydłach miękkich, po obrzeża
Strumieniem tonów przytłumionych
Toczą się dźwięki poloneza.
Z wolna przycicha zapach cienia.
Czernią przez granat do błękitów –
Płaszcz rozgwieżdżony się przemienia
W obłok przejrzysty, w płomień świtu.
Tak rosły sny, jak w domów lesie
Wiosny niejednej świeża zieleń.
Przeszła niejedna wietrzna jesień,
Wiele kasztanów, liści wiele.
Noce dyszały parne, ciężkie
Skwarem, co topnieć się wydawał.
Ranki tańczyły w piórkach śnieżku,
Wyły w zamieciach szare zjawy.
Możesz gdzie indziej szukać siebie
W siedmiomilowych idąc butach,
A choćbym został tylko jeden –
Ja tutaj byłem, będę tutaj.
Nawet, gdy kiedyś w obcych stronach
Obce przytulą mnie pokoje –
Myśl będzie lampką rozjarzoną:
Ludzie znajomi, Siedlce moje…
Moja ocena
... bardzo ładny wiersz !My rating
Moja ocena
Zgadzam się z Waldemarem...:) GratulacjeMoja ocena
Wiersz niezwykle rytmiczny i melodyjny. Bardzo interesujące i niebanalne rymy. Dziewięciozgłoskowiec. W treści zwarty i ciekawy. Może trochę zbyt długi. Gratuluję talentu i trudu. Wiem ile to kosztuje wysiłku.Moja ocena
"zwolna przycicha zapach cienia"...ładniepozdrawiam