Słowo się rzekło, Madame
Są zadania, które
bolą z mechanizmu swej natury
Raz wyrzekam się wszystkiego
co doprowadziło
a raz wybłagam:
bądź nam obroną, aby
Sokratesa
Bywa, że zwyczajne
mury Jerycha
upadają pionowo
by nadszarpnąć poziom
ale to tylko może
Albowiem wygnane w cudzych ustach
na ustach świata albo w świata bezdenni,
gdzieś na peryferiach duszy,
jej widzialnej formy
i spisane jako odwieczne prawa, reguły, prawidła
Jakby językiem migowym
nade wszystko
mieć splątane
czułością ręce
odradzają lub przeobrażają się
w idee, czy creda
Są słowa, których
nie wyrzuciłeś
ze swojego herbarium
siłą ich rażenia
bombardujesz bliskich,
glosariusz, leksykon
zakazanej melodii
niesie echo
w stronę pychy
słońca
bo wycelowane
w stronę apologii
alegorii funkcji
czy postaci toposu
cech łącznych
wiecznej miłości
albo bycia kropką
więźniarką
nienawiści
artyści są
czyści
róże wyrosłe na betonie
Są litery, których
nie zgubiłeś
w rezerwacie znaków
naszego alfabetu
ale głoska
przemyka strawą
przez ogniwo bodźców zapalnych
Słyszę głos: Jedziesz z tym!
a ogień w sercu większy
niż ten co trawił
Rzym
przez i w gardle
czyśćca
wychodzi dym
zacznę budowę
od nowego
wszystkie morfemy
i fonemy
elementarne cząstki
naszych ciał
współistnieją
w radzie
dochowania rymu
Jeśli znajdę największą część języka
Jeśli znajdę najmniejszą część liczby
i jeśli nie zagubię mediany
dla błędu
to zagubię miłoszowski
sens
po drzemce na kanwie
prostując się zobaczę
tylko
morze i żagle
W schwytaniu języka polskiego
jako sprawcy mej ucieczki
pomoże mi Policja
z mienia porządku
by nie doszło do ucieczki
alfabetu
w literaturę wysokiego rzędu
Nadam sobie prawo
do zrodzenia
nie stworzenia
ody
i pozostawienia:
wymowy, morału, puenty
na końcu
finalnie (ponownie – na końcu)
będziesz moim
Słońcem
pierwszym
i drugim,
i trzecim,
i tym nieskończonym
na niebie
będziesz jego
Księżycem
i ich Perseidami
będziesz
najdalszym odkrytym
widzialnym punktem
czternastym miliardem
płatkiem orchidei
Sami sobie stworzyliśmy
„Noce i dnie”
bowiem są święta i dnie powszednie,
i ani w Paryżu, ani w cyrylicy ich nie ma,
więc
moja dusza będzie
umierać wiele razy
albo niewiele razy będzie dogorywać
będzie bliżej rymu
dom słowa
dom publiczny
dom boży
Dzisiaj, jutro i wczoraj konam w strofie
Jesteś człowiekiem
bez zmazy
udźwigniesz
Idée fixe
i sprostasz temu wyzwaniu
a twoja misja
będzie zakończona
pomyślnie
bolą z mechanizmu swej natury
Raz wyrzekam się wszystkiego
co doprowadziło
a raz wybłagam:
bądź nam obroną, aby
Sokratesa
Bywa, że zwyczajne
mury Jerycha
upadają pionowo
by nadszarpnąć poziom
ale to tylko może
Albowiem wygnane w cudzych ustach
na ustach świata albo w świata bezdenni,
gdzieś na peryferiach duszy,
jej widzialnej formy
i spisane jako odwieczne prawa, reguły, prawidła
Jakby językiem migowym
nade wszystko
mieć splątane
czułością ręce
odradzają lub przeobrażają się
w idee, czy creda
Są słowa, których
nie wyrzuciłeś
ze swojego herbarium
siłą ich rażenia
bombardujesz bliskich,
glosariusz, leksykon
zakazanej melodii
niesie echo
w stronę pychy
słońca
bo wycelowane
w stronę apologii
alegorii funkcji
czy postaci toposu
cech łącznych
wiecznej miłości
albo bycia kropką
więźniarką
nienawiści
artyści są
czyści
róże wyrosłe na betonie
Są litery, których
nie zgubiłeś
w rezerwacie znaków
naszego alfabetu
ale głoska
przemyka strawą
przez ogniwo bodźców zapalnych
Słyszę głos: Jedziesz z tym!
a ogień w sercu większy
niż ten co trawił
Rzym
przez i w gardle
czyśćca
wychodzi dym
zacznę budowę
od nowego
wszystkie morfemy
i fonemy
elementarne cząstki
naszych ciał
współistnieją
w radzie
dochowania rymu
Jeśli znajdę największą część języka
Jeśli znajdę najmniejszą część liczby
i jeśli nie zagubię mediany
dla błędu
to zagubię miłoszowski
sens
po drzemce na kanwie
prostując się zobaczę
tylko
morze i żagle
W schwytaniu języka polskiego
jako sprawcy mej ucieczki
pomoże mi Policja
z mienia porządku
by nie doszło do ucieczki
alfabetu
w literaturę wysokiego rzędu
Nadam sobie prawo
do zrodzenia
nie stworzenia
ody
i pozostawienia:
wymowy, morału, puenty
na końcu
finalnie (ponownie – na końcu)
będziesz moim
Słońcem
pierwszym
i drugim,
i trzecim,
i tym nieskończonym
na niebie
będziesz jego
Księżycem
i ich Perseidami
będziesz
najdalszym odkrytym
widzialnym punktem
czternastym miliardem
płatkiem orchidei
Sami sobie stworzyliśmy
„Noce i dnie”
bowiem są święta i dnie powszednie,
i ani w Paryżu, ani w cyrylicy ich nie ma,
więc
moja dusza będzie
umierać wiele razy
albo niewiele razy będzie dogorywać
będzie bliżej rymu
dom słowa
dom publiczny
dom boży
Dzisiaj, jutro i wczoraj konam w strofie
Jesteś człowiekiem
bez zmazy
udźwigniesz
Idée fixe
i sprostasz temu wyzwaniu
a twoja misja
będzie zakończona
pomyślnie
Poem versions

My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating