Sygnatariusze listów do Gwiazd
Zawiedziony śródziemnym
może włączę kiedyś
falisty Rejs
W mej wyobraźni plutonie
kropel, które osuwając się
po skarpie
aby obsypać potęgi smaku,
które kosztowałem
swym wnętrzem serca
mimo, iż
rozbitym na dzielnice
To nic – jej ustrój
to utopia
pozbawiona komizmu
Drachm,
dramy i sacrum
Nader jedenaście praw
wisi nad nami
w sztolni złożonej z braw
i owacji
introligatorskich wrzecion
Ale musisz ratować
swój cień, Dniu Pański
choćby wisiał na włosku,
gdyż
tylko on może ważyć tonę
w chwili i ciszy
Niczyjej
zesłanej na wyganiane przez
powieki
Nim ruszysz do przodu
uwstecznią się wszystkie
mity, modele i paradygmaty
wysnuwające wnioski,
apele, petycje,
orędzia i podaże
sekundanci braw
upadający przez
k.o.
na matę z popiołów
narodzisz się
vetem spojrzenia
na atomowy
zegar
szpiegu z krainy Ziem Czerwonych
Wydaję dziś:
Zgody na
trawestację chwili przez
niebiańskie pola
Elizejskiego demiurga rozkoszy
w obszarze ironii
Lubisz elegancję,
a to państwo cię wyrzuca za ranty
lecz złap za rąbek sukni
uchyl tajemnicy
z materiału nieskończonego zachwytu
dziwienia się,
które leży u podstaw każdego trwania
przeznaczonego aliteracji
egzystencjalnie odrzucając
doroczną scholię
na wielkim targu
historii
o wolność słowa (verbum)
Dziś święte pismo
zostaje
żargonem otrute przez znaki diakrytyczne -
kierujące ruchem
dusz jednodniowych
Me orędzie
ma dostarczyć
moralny nihilizm
z wyżyn do nizin
i na wspak
Na tej uczcie beletrystyki
najlepiej będzie,
kiedy rzucisz okiem
w mnicha
On złapie myśli
do kaptura,
w którym granice niezbadane i w którym granic nieistnienie
To już dokonuje się
w alokacji
interwałów banicji
do Kraju wielu Rad
Bruku o który uderzyła łza
ostatnia
najlepsza
ckliwa, ale i sentymentalna
Nie ma nas w obozie
widocznie wyszliśmy wyżej
na szczyt
(jesteśmy szczuplejsi
o kontur czerwonej –
kredki
na ustach świata)
Teraz tylko ostała droga powrotna
przez epoki
prądy
style
ethosy
motywy
symbole
archetypy
toposy
i metafory
W tej epiforze
zabraknie rytmu
nie starcza rymu
ni akcentu
poleje się wódka
czysta
na tablicę przed którą uczeń
najtępszy w szkole świata...
na sylabę drugą od końca
z jakim kondukt
uda się
w naszych stronach
ku warkoczu komety
na miejsce spoczynku
niejednej
imaginacji
olśnienia
i fantasmagorycznej
historii
wiedzy tajemniej
obłoki, moje obłoki!
Gdzie noc nie nadejdzie
i dzień nie nastanie
Gdzież noc nie nadejdzie
i dzień nie nastanie
My staniemy się
ludzkim casusem
z epizodem
choroby biegunowej
patrzącej na nas
Z wdzięcznością,
z wiecznością
My,
niżej podpisani
Sygnatariusze
listów do
Gwiazd
może włączę kiedyś
falisty Rejs
W mej wyobraźni plutonie
kropel, które osuwając się
po skarpie
aby obsypać potęgi smaku,
które kosztowałem
swym wnętrzem serca
mimo, iż
rozbitym na dzielnice
To nic – jej ustrój
to utopia
pozbawiona komizmu
Drachm,
dramy i sacrum
Nader jedenaście praw
wisi nad nami
w sztolni złożonej z braw
i owacji
introligatorskich wrzecion
Ale musisz ratować
swój cień, Dniu Pański
choćby wisiał na włosku,
gdyż
tylko on może ważyć tonę
w chwili i ciszy
Niczyjej
zesłanej na wyganiane przez
powieki
Nim ruszysz do przodu
uwstecznią się wszystkie
mity, modele i paradygmaty
wysnuwające wnioski,
apele, petycje,
orędzia i podaże
sekundanci braw
upadający przez
k.o.
na matę z popiołów
narodzisz się
vetem spojrzenia
na atomowy
zegar
szpiegu z krainy Ziem Czerwonych
Wydaję dziś:
Zgody na
trawestację chwili przez
niebiańskie pola
Elizejskiego demiurga rozkoszy
w obszarze ironii
Lubisz elegancję,
a to państwo cię wyrzuca za ranty
lecz złap za rąbek sukni
uchyl tajemnicy
z materiału nieskończonego zachwytu
dziwienia się,
które leży u podstaw każdego trwania
przeznaczonego aliteracji
egzystencjalnie odrzucając
doroczną scholię
na wielkim targu
historii
o wolność słowa (verbum)
Dziś święte pismo
zostaje
żargonem otrute przez znaki diakrytyczne -
kierujące ruchem
dusz jednodniowych
Me orędzie
ma dostarczyć
moralny nihilizm
z wyżyn do nizin
i na wspak
Na tej uczcie beletrystyki
najlepiej będzie,
kiedy rzucisz okiem
w mnicha
On złapie myśli
do kaptura,
w którym granice niezbadane i w którym granic nieistnienie
To już dokonuje się
w alokacji
interwałów banicji
do Kraju wielu Rad
Bruku o który uderzyła łza
ostatnia
najlepsza
ckliwa, ale i sentymentalna
Nie ma nas w obozie
widocznie wyszliśmy wyżej
na szczyt
(jesteśmy szczuplejsi
o kontur czerwonej –
kredki
na ustach świata)
Teraz tylko ostała droga powrotna
przez epoki
prądy
style
ethosy
motywy
symbole
archetypy
toposy
i metafory
W tej epiforze
zabraknie rytmu
nie starcza rymu
ni akcentu
poleje się wódka
czysta
na tablicę przed którą uczeń
najtępszy w szkole świata...
na sylabę drugą od końca
z jakim kondukt
uda się
w naszych stronach
ku warkoczu komety
na miejsce spoczynku
niejednej
imaginacji
olśnienia
i fantasmagorycznej
historii
wiedzy tajemniej
obłoki, moje obłoki!
Gdzie noc nie nadejdzie
i dzień nie nastanie
Gdzież noc nie nadejdzie
i dzień nie nastanie
My staniemy się
ludzkim casusem
z epizodem
choroby biegunowej
patrzącej na nas
Z wdzięcznością,
z wiecznością
My,
niżej podpisani
Sygnatariusze
listów do
Gwiazd
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating