Zapomnij bracie
Są a jakby ich nie było. Siedzą obok ale nie wyczuwam ich obecności. Zagnieździli się gdzieś pod kopułą i knują.
Jeden z nich ma w lewej dłoni zgniłe jabłko a w prawej szczotkę do czyszczenia toalet.
Że niby insygnia władzy?
A kim lub czym ty chcesz rządzić skoro nie masz nawet władzy nad samym sobą?
Drugi trzyma w dłoniach mroczne widmo. Przesuwają się między palcami ciężkie obrazy jak paciorki ołowianego różańca.
Trzeci jest niewidomy. A mimo wszystko widzi wszystko dookoła. Porusza bezdźwięcznie ustami.
Oni...
Jak nieruchome i martwe ostrygi
zatopione w mętnej wodzie.
Zimni, bez własnego cienia
hodują mnie jak jednego ze swoich.
Jestem przedłużeniem ich języków.
Ich myśli, wspomnień, metafor
z księżycem w tle. Jestem wapieniem ich skorup. Rozpostarty na zimnym łóżku.
A na pustych ulicach, błąkają się po nocy
bezdomne autobusy, pokutujące dusze,
butelki pełne bladego światła.
Zgodnie z ruchem wskazówek zegara,
strumień mojego i ich współistnienia,
przemierza te słowa, wydarte moim myślom.
Oni są. Wyczuwam ich obecność i nie wiem co rządzi wewnętrznym
ruchem strumieni ich żyć i ich rytmami.
Pewnego dnia położę się na kartce ozdobionej siódmym kręgiem piekła i zasnę na niej słowami tego wiersza.
Zapomnij bracie!
Papeterii dawno już nikt nie produkuje.
To już są relikwie.
Jeden z nich ma w lewej dłoni zgniłe jabłko a w prawej szczotkę do czyszczenia toalet.
Że niby insygnia władzy?
A kim lub czym ty chcesz rządzić skoro nie masz nawet władzy nad samym sobą?
Drugi trzyma w dłoniach mroczne widmo. Przesuwają się między palcami ciężkie obrazy jak paciorki ołowianego różańca.
Trzeci jest niewidomy. A mimo wszystko widzi wszystko dookoła. Porusza bezdźwięcznie ustami.
Oni...
Jak nieruchome i martwe ostrygi
zatopione w mętnej wodzie.
Zimni, bez własnego cienia
hodują mnie jak jednego ze swoich.
Jestem przedłużeniem ich języków.
Ich myśli, wspomnień, metafor
z księżycem w tle. Jestem wapieniem ich skorup. Rozpostarty na zimnym łóżku.
A na pustych ulicach, błąkają się po nocy
bezdomne autobusy, pokutujące dusze,
butelki pełne bladego światła.
Zgodnie z ruchem wskazówek zegara,
strumień mojego i ich współistnienia,
przemierza te słowa, wydarte moim myślom.
Oni są. Wyczuwam ich obecność i nie wiem co rządzi wewnętrznym
ruchem strumieni ich żyć i ich rytmami.
Pewnego dnia położę się na kartce ozdobionej siódmym kręgiem piekła i zasnę na niej słowami tego wiersza.
Zapomnij bracie!
Papeterii dawno już nikt nie produkuje.
To już są relikwie.

My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating