Kołyska Beksińskiego

author:  Przemek Trenk
5.0/5 | 4


W moich lędźwiach puchną paciorki różańca.
Każdy z nich to imię kolejnego niemego proroka, któremu winien jestem pestki z drylowanych grzechów do klęcznika.

Już nie zakończony krzyżykiem bez Chrystusa
a kolejną inkarnacją trzeźwego alkoholika.
Powtórnymi narodzinami w ciasnej kołysce jak z obrazu Beksińskiego.

Pękła ostatnia siwa struna Stradivariusa,
na której, co noc grałem psalm stojących w kolejce do...

Spierzchnięte usta a na papierosie ślady krwi
które rozbłyskiwały jak Supernowa na chwilę przed wybuchem w stronę serca.

Po niewysłuchanych modlitwach zostały w krwioobiegu zatrute igły i polecenie chirurga aby iść za inkasentem w stronę stołu sekcyjnego na którym leży niezapłacony rachunek za prąd.

Dlatego funkcjonalnie używam wulgaryzmów, gdy rozmawiam z Bogiem. Zdrowieję i pluję na biel szpitalnych serafinów, nie zmieniam pościeli moim niebom.

Choć usta moje zarosły bluszczem, za słowa wciąż szarpie anatomopatolog. Dlatego uciekam.
Ten sen dośpię po lewej stronie skóry. Tam gdzie krew staje się winem.

rate




 
COMMENTS


My rating

My rating:  
23.09.2024,  Beata Huet

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  
17.09.2024,  Ula eM

AmericanالعربيةAustralianCanadianČeskýDeutschEnglishEspañolEestiFrançaisΕλληνικάIcelandicעבריعراقيItalianoIrishCatalà한국의NederlandsNew ZealandNorskPolskiPortuguêsPусскийSlovenskiScotsSouth AfricaSuomiYкраїнський
English