Przez tę lunetę
porozmawiajmy jak ojciec z synem
tato, ty wiesz, że chciałem kochać Was, choć nie zawsze wychodziło
tato, ty wiesz, że ona była blisko, a jednak tak daleko kiedy oczyma
zatrzymywała sny pod powiekami nieustępliwego wrzenia podczas
komunii duszy i ciała, do której nigdy podczas pełni nie doszło, gdyż
doszło do nowiu w seansie naszych spojrzeń oczy i nieskalanych muśnięć
warg, kiedy na ziemi swej staję, tato, naszej ziemi
pielęgnowanej od dziadków po mego potomka, którego nigdy nie będzie,
ponieważ czas goni, tato, a ja wciąż sam
ten talent, tato przyniósł czasy niespokojne –
jednak to było dla Was, aby poczucie godności osobistej, dobre imię oraz duma
wynosiła was poza zwykły rezultat i biła z serca,
kiedy mówisz moje imię; tak się nazywam, tato, nie chce już kłamać,
że jestem idealnym polonistą, że jestem poetą bez skazy, że jestem
pisarzem na łasce proletariatu Miljona, a ty po pracy znów musisz się z kimś napić,
żebyśmy mieli lepszą szansę, bo za miliony kocham i cierpię katusze
choć nigdy nie uciekałem z domu z ciepłem ogniska, to uciekłbym by wykraść ten ogień
i zanieść go tam gdzie zimno – ogień z tego mojego domowego ogniska
dać ludziom gdzie jest go niedostatek
w ogniu bez tajemnic, z tajemnicą dla dobra słusznej sprawy,
tato, już nie chcę przysparzać trosk ale ten wiersz zmienia wszystko
zmienia to, czego – niczego nie zmienia
i znów objawia się w nim moja chimeryczną słabość
wierz we mnie dalej, tato
tak jak ja wierzę w Ciebie choć czasami zrywam z dogmatem
Poezji na dobranoc , wierzę w Ciebie
tak jak ja wierzę w Ciebie choć czasami zabiegam o rzeczy nie warte zachodu słońc
Poezji na dzień dobry, wierzę w Ciebie
Poezji tkliwej, wierzę w Ciebie, mój samochód odjeżdża
a teraz, tato, życzę Ci dobrego popołudnia i dziękuję za każdy dzień
w którym byłeś przy mnie, kiedy ja chodziłem na melanż z kolegami, którzy
okazali się tylko kolegami, bo ich wiara spoczęła w marzeniach zdobycia
tylko tego co się da bez zobowiązań, czyli ilości zdobycia coraz większej wiązanki szybszych dziewcząt
(które lubią wiązanki, ale nie moja to rzecz)
i za to, że mamy ten dom poza miastem, dom jednorodzinny
gdyż nie każdy ma ten dom, a nasz kształtuje horyzont okolicznych pszczelich pasiek
stoi w miejscu gdzie ty i ja, będąc jeszcze dziećmi (obydwoje)
podziwialiśmy gwiazdy – w zdrowiu i chorobie
tato, ty wiesz, że chciałem kochać Was, choć nie zawsze wychodziło
tato, ty wiesz, że ona była blisko, a jednak tak daleko kiedy oczyma
zatrzymywała sny pod powiekami nieustępliwego wrzenia podczas
komunii duszy i ciała, do której nigdy podczas pełni nie doszło, gdyż
doszło do nowiu w seansie naszych spojrzeń oczy i nieskalanych muśnięć
warg, kiedy na ziemi swej staję, tato, naszej ziemi
pielęgnowanej od dziadków po mego potomka, którego nigdy nie będzie,
ponieważ czas goni, tato, a ja wciąż sam
ten talent, tato przyniósł czasy niespokojne –
jednak to było dla Was, aby poczucie godności osobistej, dobre imię oraz duma
wynosiła was poza zwykły rezultat i biła z serca,
kiedy mówisz moje imię; tak się nazywam, tato, nie chce już kłamać,
że jestem idealnym polonistą, że jestem poetą bez skazy, że jestem
pisarzem na łasce proletariatu Miljona, a ty po pracy znów musisz się z kimś napić,
żebyśmy mieli lepszą szansę, bo za miliony kocham i cierpię katusze
choć nigdy nie uciekałem z domu z ciepłem ogniska, to uciekłbym by wykraść ten ogień
i zanieść go tam gdzie zimno – ogień z tego mojego domowego ogniska
dać ludziom gdzie jest go niedostatek
w ogniu bez tajemnic, z tajemnicą dla dobra słusznej sprawy,
tato, już nie chcę przysparzać trosk ale ten wiersz zmienia wszystko
zmienia to, czego – niczego nie zmienia
i znów objawia się w nim moja chimeryczną słabość
wierz we mnie dalej, tato
tak jak ja wierzę w Ciebie choć czasami zrywam z dogmatem
Poezji na dobranoc , wierzę w Ciebie
tak jak ja wierzę w Ciebie choć czasami zabiegam o rzeczy nie warte zachodu słońc
Poezji na dzień dobry, wierzę w Ciebie
Poezji tkliwej, wierzę w Ciebie, mój samochód odjeżdża
a teraz, tato, życzę Ci dobrego popołudnia i dziękuję za każdy dzień
w którym byłeś przy mnie, kiedy ja chodziłem na melanż z kolegami, którzy
okazali się tylko kolegami, bo ich wiara spoczęła w marzeniach zdobycia
tylko tego co się da bez zobowiązań, czyli ilości zdobycia coraz większej wiązanki szybszych dziewcząt
(które lubią wiązanki, ale nie moja to rzecz)
i za to, że mamy ten dom poza miastem, dom jednorodzinny
gdyż nie każdy ma ten dom, a nasz kształtuje horyzont okolicznych pszczelich pasiek
stoi w miejscu gdzie ty i ja, będąc jeszcze dziećmi (obydwoje)
podziwialiśmy gwiazdy – w zdrowiu i chorobie
My rating
My rating