Słońce pogubiło się w rachunkach mojego sumienia

author:  Przemek Trenk
5.0/5 | 3


słońce pogubiło się
w rachunkach mojego sumienia
gdy chowało się za horyzont
spostrzegłem że odeszłaś

zapominając powiedzieć do widzenia
miałem wyobrażenia

liczyłem każdy szczegół twojej we mnie nieobecności
pokrzywy ciężkie od wieczornej rosy
światło księżyca wewnątrz pustych ścian

odgłos agonii sumienia

szukam czegoś co wciąż wydaje mi się niepotrzebne
jak wyciskacz do soku z pomarańczy
przecież zjadam je w całości

codzienność zaczęła mi ciążyć

odgłos burzy gdzieś w oddali
po niej tęcza łącząca dwa brzegi poszarpanych serc
nad pełnym wspomnień Bulwarem w Toruniu

ławeczka wciąż tam stoi

odgłos zmęczonych kroków
obecność tak cholernie dotykalna
jak w połowie oszlifowany diament
z jednej strony tęsknota, z drugiej oczekiwanie

na coś co zapisane w almanachu tam na górze

znów zamykam drzwi
szczęk klucza przekręcanego w zamku
odgradzam się od obrazów utrwalonych na starej kliszy

a wszystko dla ciszy

ciszy która staje się przezroczysta
każdy w niej ruch jakby dotknięty jej obojętnością
czasem wybuchnie dotykając swoim istnieniem nieba

gdy zamykam oczy słyszę jak samotne mewy
nawołują ciszę do wspólnej rozmowy o wschodzie księżyca
mam zwyczaj nieelegancko wtrącić się w tę dyskusję
opowiadam o uliczkach miasta w którym teraz żyję
zaplutych, pełnych odcisków zmęczonego dnia
niedopalonych pragnień na wpół zdeptanych

las za oknem układa się do snu
tęskni za twoim oddechem
gdzieś na gałęzi przysiadł anioł
pióro zgubił białe jak śnieg
w lękiem skrywanym w komnatach duszy
spoglądam jak opada bezwładnie na ziemię

wszystko opada

a co jeśli nie istniałaś
jak wszystko co tamtego lata morze wyrzuciło na brzeg ?

silnie targane wiatrem zawsze wywołuje we mnie niepokój
większy niż myśl że to tylko wyobraźnia umówiła nas wtedy
w tym skromnym mieszkanku na Starówce

coraz więcej czerni nocy pełznie po ścianach mojego pokoju
trwam w ostrożności zlęknionego ptaka szybującego po niebie
rozglądam się za jastrzębiem
może dolecę kiedyś do tamtych miejsc które widziałem
tylko przez dotyk twojej ciepłej dłoni

nad ranem otworzę zimne wrota samotności

księżyc pogubił się w rachunkach
mojego sumienia
dostrzegłem pustkę
cholernie dotykalną nieobecność ciebie
bazylia zaczyna schnąć na zimnym parapecie
na policzkach mokrych od rosy
zamieszkał twój oddech

już świta
natchnienie tego wiersza wyszło przez niedomknięte okno
w asyście milczących pragnień
kurtyna opadała na ziemię
ona zawsze opada

a oklaski ?
nie wiem dlaczego

rate




 
COMMENTS


My rating

My rating:  

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  
17.07.2023,  Ula eM

AmericanالعربيةAustralianCanadianČeskýDeutschEnglishEspañolEestiFrançaisΕλληνικάIcelandicעבריعراقيItalianoIrishCatalà한국의NederlandsNew ZealandNorskPolskiPortuguêsPусскийSlovenskiScotsSouth AfricaSuomiYкраїнський
English