W krainie łagodności
W paliatywnym bólu biegnę w stronę nocy.
Wznoszę oczy w górę, aby w sferze sennej
znaleźć panaceum na głosy prorocze
i wyruszyć w podróż, gdzie szczęście tajemne.
W krainie beztroski będę słuchać ciszy,
rumiane policzki w szczery uśmiech stroić.
Będę pilnowała, aby się nie zbliżył
antychryst choroby – objaw melancholii.
Koronę cierniową ozdobię w motyle,
a szczęście i radość, które sercu drzemią –
w błękitną jutrzenkę i nadziejne chwile,
by o wschodzie słońca rozpromienić ziemię.
Bo życie jest cudem, darem prosto z nieba
i niczego więcej już mi nie potrzeba.
Kasia Dominik
Wznoszę oczy w górę, aby w sferze sennej
znaleźć panaceum na głosy prorocze
i wyruszyć w podróż, gdzie szczęście tajemne.
W krainie beztroski będę słuchać ciszy,
rumiane policzki w szczery uśmiech stroić.
Będę pilnowała, aby się nie zbliżył
antychryst choroby – objaw melancholii.
Koronę cierniową ozdobię w motyle,
a szczęście i radość, które sercu drzemią –
w błękitną jutrzenkę i nadziejne chwile,
by o wschodzie słońca rozpromienić ziemię.
Bo życie jest cudem, darem prosto z nieba
i niczego więcej już mi nie potrzeba.
Kasia Dominik
My rating
My rating
My rating