W sieci
wezwany za horyzont
dorasta z promieniem słońca w rezerwacie kultury kłamstw
nie liczy kropel nurtu, a przetrzymuje zastane źródła
w czeluści swych myśli
kruszących się z powodu korozji łzy
ubolewa nad wymiernym wynikiem liczby pojedynczej
zatrzymania słońc
w układzie warszawskim, szpieg, który broniąc depozytu wolności
odszedł od nieczystych reguł
boć tam jego dom
jego praca wymaga ostatniej arterii
a wytchnienie ubiega się o złoty talar i dukat
usta pełne sensu – strzał w tył głowy
przypomina most zwodzony
usta – kanałem
ramiona – mostem zwodzonym
uda – portem
powtarzam swą zsyłkę do języka przyjaźni
nasz obóz solidarnej przyjaźni
walczy o mandat w wyborach na auli szczęśliwie zbawionych
dajmy swym towarzyszom błysk w oku
oponentom całkowite zaćmienie tubylców o imieniu słońce
przyjacielem ci będzie wiano z krainy snów
o nieznanych rysach twarzy kobieta ze starej cerkwi i tak je zdobędę
tam, gdzie czeka końca wojny – zimno
tam, gdzie patrzy w górę – niebo
tam, gdzie odpiera ofensywę – twe ramiona bezpieczne rozwarcie szyku
tam, gdzie nie odbył się marsz – podeptane kwiaty
tam, gdzie msza za spokój duszy – wapń w kościach
tam, gdzie nas nie ma, są odczyny razowych myśli
a tam góruje wielki wodospad
wspinając się na szczyt niszczę tablice
ze wzruszeń pozostało wzruszenie ramiom
a z uniesień uniesienie brwi
tu życie jest wolniejsze i mniej pretensjonalane
szeptu klauzuli braw, które budziły ranne zorze swym echem
odchylając kartkę setnej strony –
buduję zaczynając od dymu z komina
buduję semantyczną sieć
buduję rezonansując chwile
dorasta z promieniem słońca w rezerwacie kultury kłamstw
nie liczy kropel nurtu, a przetrzymuje zastane źródła
w czeluści swych myśli
kruszących się z powodu korozji łzy
ubolewa nad wymiernym wynikiem liczby pojedynczej
zatrzymania słońc
w układzie warszawskim, szpieg, który broniąc depozytu wolności
odszedł od nieczystych reguł
boć tam jego dom
jego praca wymaga ostatniej arterii
a wytchnienie ubiega się o złoty talar i dukat
usta pełne sensu – strzał w tył głowy
przypomina most zwodzony
usta – kanałem
ramiona – mostem zwodzonym
uda – portem
powtarzam swą zsyłkę do języka przyjaźni
nasz obóz solidarnej przyjaźni
walczy o mandat w wyborach na auli szczęśliwie zbawionych
dajmy swym towarzyszom błysk w oku
oponentom całkowite zaćmienie tubylców o imieniu słońce
przyjacielem ci będzie wiano z krainy snów
o nieznanych rysach twarzy kobieta ze starej cerkwi i tak je zdobędę
tam, gdzie czeka końca wojny – zimno
tam, gdzie patrzy w górę – niebo
tam, gdzie odpiera ofensywę – twe ramiona bezpieczne rozwarcie szyku
tam, gdzie nie odbył się marsz – podeptane kwiaty
tam, gdzie msza za spokój duszy – wapń w kościach
tam, gdzie nas nie ma, są odczyny razowych myśli
a tam góruje wielki wodospad
wspinając się na szczyt niszczę tablice
ze wzruszeń pozostało wzruszenie ramiom
a z uniesień uniesienie brwi
tu życie jest wolniejsze i mniej pretensjonalane
szeptu klauzuli braw, które budziły ranne zorze swym echem
odchylając kartkę setnej strony –
buduję zaczynając od dymu z komina
buduję semantyczną sieć
buduję rezonansując chwile
My rating
My rating
My rating