Usunięty przez autora | version: 19.10.2010 05:56

author: Piotr Paschke
4.7/5 | 3


Matko, przyjdzie odchodzić, choć tego procesu
nie potrafiłaś mnie nauczyć;
coraz częściej sercu to, co obok,
i nikogo obok.

Język marszczy rozmowę, Matko,
oblicza jej ciężar;
układam się w ciemności z tym ciężarem,
zatrzymuję jego dorastającą dłoń nad dorosłym już lasem –
las coraz bardziej pustoszeje,
jeszcze jedno ognisko,
tylko jedno, nim odejdę.

Zawsze wiedziałaś, Mamo, kiedy kłamię:
budzę się w środku nocy, by dotknąć rzeczy zza okna.
Jeszcze żyje wczorajsza noc i ziemia,
stąpam po nich ostrożnie, żeby i dla synów coś pozostało;
dobrze wiem, że to nie słowa ich tam zawiodą,
lecz cienie przykryte igliwiem.

Nie tak łatwo przywrócić pamięć oknu;
tak jak ja chce przeżyć jeszcze jedną zimę,
czuje moje powolne wrastanie w widok
zza;
dziecko we mnie, łatwiej rozgarnia ściany,
zaplata skostniałe łąki trawników,
chce zatopić głowę już nie we włosach
a w rozpiętych nad zielenią dłoniach;
coraz trudniej o przebudzenie.

Las spływa w dziecko:
nawet ślady po lesie
wyrżnięto.

rate


Poem versions

 
COMMENTS


My rating

My rating:  
11.09.2011,  Maka

My rating

My rating:  
19.10.2010,  szarotka

My rating

My rating:  

AmericanالعربيةAustralianCanadianČeskýDeutschEnglishEspañolEestiFrançaisΕλληνικάIcelandicעבריعراقيItalianoIrishCatalà한국의NederlandsNew ZealandNorskPolskiPortuguêsPусскийSlovenskiScotsSouth AfricaSuomiYкраїнський
English