świtem

author:  benari
5.0/5 | 7


podniosłam rzęs czarną zaspaną firanę
wymknęłam się cicho dość wcześnie
nad ranem w zakamarkach lasu jeszcze
wszystko spało szaro zimno pusto
i od śniegu biało - brodziłam ostrożnie
pośród drzew dąbrowy

kiedy on tymczasem tuż po śnie zimowym
schodził dość pośpiesznie pośród mglistej łąki
jął skostniałe prężyć i prostować członki
strząsał rosę snując nici- ofiarnie pracował
roztaczał koronki w mglistym zagajniku
pośród sukni sosen wodnych koralików
misternie wyplatał sieć jedwabnym włosem
od buków pni czarnych do granicznych sosen

patrzyłam nań długo w przyczajeniu drzewa
przeciągał przewlekał wiatr mu przy tym śpiewał
rozczesując brzozom wilgne cienkie włosy
w górze brzmiały pieśni jakby na dwa głosy

wszystko było w tonie elegijnych pieśni
gdy wiatr wskrzeszał drzewa ze śmiertelnych pleśni
zajaśniało naraz- blask oświecił drzewa
aż wiatr znieruchomiał przymilkł ciszej śpiewał
głuche jeszcze dęby od zgiełku hałasu
jęły lekko szeptać nową nutę lasu

czekając na świergot promień zszedł z ukosa
rozwarł oczy kwiatom zimie utarł nosa
a pająk tkał cicho wśród zawilców bieli
aż nie chciałam wracać tak mnie rozanielił

Poem versions


 
COMMENTS


My rating

My rating:  

:)

To jest tylko fragment książki:))) Podobać się nie musi.Pozdrawiam
23.03.2013,  benari

Moja ocena

Wiesławo, za dużo zwykłego opisu (mało poezji), ale - to za trud..))
My rating:  

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  

Nie jest tak źle...

...z tą weną.

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  
22.03.2013,  bezecnik