Instruktorka słowa | version: 31.08.2012 21:03
Zuzannie Przeworskiej
w dowód wdzięczności.
Są takie dni, kiedy na oścież
otwierają się przestworza poezji,
w których każda chwila
oddechem twórczym się wypełnia.
Prostokąt pokoju, stoły stojące w rzędzie,
z szeregiem ciemnych jak noc krzeseł.
I ona, czasem trochę spóźniona,
lecz zawsze w porze popołudniowej kawy.
Wirująca pomiędzy jednym a drugim wierszem
w pogodnym locie motyla, ze spojrzeniem
jak uśmiech soczystej pomarańczy.
Galopem pegaza ogarniającego nasze myśli,
madonna naszej niezwyczajnej codzienności.
Podnosząc nasze teksty ku wyżynom świetność.
I są takie dni, gdy jesteśmy sami
oślepieni szarością dorastania,
w niemocy chwili schowani.
Wtedy czekamy, poniedziałku, środy,
by dodać naszym słowom
nowego blasku, błękitnej urody.
Złaknieni poklasku
skryci w prozy życia szarości,
jak ćmy zmierzmy do światła
niedoścignionej doskonałości
Wplecieni w gąszcz liter,
uczniowie, literackiej poprawności.
Zuzannie Przeworskiej
w dowód wdzięczności.
Są takie dni, kiedy na oścież
otwierają się przestworza poezji,
w których każda chwila
oddechem twórczym się wypełnia.
Prostokąt pokoju, stoły stojące w rzędzie,
z szeregiem ciemnych jak noc krzeseł.
I ona, czasem trochę spóźniona,
lecz zawsze w porze popołudniowej kawy.
Wirująca pomiędzy jednym a drugim wierszem
w pogodnym locie motyla, ze spojrzeniem
jak uśmiech soczystej pomarańczy.
Galopem pegaza ogarniającego nasze myśli,
madonna naszej niezwyczajnej codzienności.
Podnosząc nasze teksty ku wyżynom świetność.
I są takie dni, gdy jesteśmy sami
oślepieni szarością dorastania,
w niemocy chwili schowani.
Wtedy czekamy, poniedziałku, środy,
by dodać naszym słowom
nowego blasku, błękitnej urody.
Złaknieni poklasku
skryci w prozy życia szarości,
jak ćmy zmierzmy do światła
niedoścignionej doskonałości
Wplecieni w gąszcz liter,
uczniowie, literackiej poprawności.
w dowód wdzięczności.
Są takie dni, kiedy na oścież
otwierają się przestworza poezji,
w których każda chwila
oddechem twórczym się wypełnia.
Prostokąt pokoju, stoły stojące w rzędzie,
z szeregiem ciemnych jak noc krzeseł.
I ona, czasem trochę spóźniona,
lecz zawsze w porze popołudniowej kawy.
Wirująca pomiędzy jednym a drugim wierszem
w pogodnym locie motyla, ze spojrzeniem
jak uśmiech soczystej pomarańczy.
Galopem pegaza ogarniającego nasze myśli,
madonna naszej niezwyczajnej codzienności.
Podnosząc nasze teksty ku wyżynom świetność.
I są takie dni, gdy jesteśmy sami
oślepieni szarością dorastania,
w niemocy chwili schowani.
Wtedy czekamy, poniedziałku, środy,
by dodać naszym słowom
nowego blasku, błękitnej urody.
Złaknieni poklasku
skryci w prozy życia szarości,
jak ćmy zmierzmy do światła
niedoścignionej doskonałości
Wplecieni w gąszcz liter,
uczniowie, literackiej poprawności.
Zuzannie Przeworskiej
w dowód wdzięczności.
Są takie dni, kiedy na oścież
otwierają się przestworza poezji,
w których każda chwila
oddechem twórczym się wypełnia.
Prostokąt pokoju, stoły stojące w rzędzie,
z szeregiem ciemnych jak noc krzeseł.
I ona, czasem trochę spóźniona,
lecz zawsze w porze popołudniowej kawy.
Wirująca pomiędzy jednym a drugim wierszem
w pogodnym locie motyla, ze spojrzeniem
jak uśmiech soczystej pomarańczy.
Galopem pegaza ogarniającego nasze myśli,
madonna naszej niezwyczajnej codzienności.
Podnosząc nasze teksty ku wyżynom świetność.
I są takie dni, gdy jesteśmy sami
oślepieni szarością dorastania,
w niemocy chwili schowani.
Wtedy czekamy, poniedziałku, środy,
by dodać naszym słowom
nowego blasku, błękitnej urody.
Złaknieni poklasku
skryci w prozy życia szarości,
jak ćmy zmierzmy do światła
niedoścignionej doskonałości
Wplecieni w gąszcz liter,
uczniowie, literackiej poprawności.
Poem versions
- 27.10.2012 10:17
- 2.10.2012 12:31
- 31.08.2012 21:16
- 31.08.2012 21:03
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating