Stoicki spokój

author:  Maksymilian Tchoń
5.0/5 | 6


eklektyka równości
na paradzie wojsk cybernetycznych
udaje węgiel, metodą którą
niezliczone masy westchnień
kapitulują w pakcie
agresji surrealizmu na kubizm

wydobywam z siebie
kreskę
drążę w sobie linguę
a także lagunę, na której
odpoczywa zachwyt
i poniechanie stuletniej warty ideałów
jurysdykcją gubię
akordy przygotowane do bisu
ku czci trenom i lamentom
rzuconym na stos, gigantycznego kopca z rys woskowych,
bo wieczny czas życia
udaremnił przemyt żalu

rzeką bez źródła
i dopływem bez ujścia
dotrzymałem kurii sacrum
w zbożu położonym
jak rosa czasoprzestrzenne piktogramy ewolucji
grają na skrzypcach
etiudy z monastycznej celi, która odnawia duchowo
która odnawia duchowo

i ars moriendi rachowanych kości,
które szukają się po świecie
szukają się po świecie
bo Rzym wydał edykt
urzeczywistnienia Snu o potędze
przestworu oceanu,
na który wpłynąłem flautą
bez piasku
liczę wszystkie ziarenka – przelewam łyżeczką morze

jest jeszcze taki dom,
jest taki dom
gdzie przyjaźń, to nie artystyczne sztuczne ognie
są jeszcze ognie,
takie rwy
gdzie miłość nie dorasta w pionie
a stacza się po równi pochyłej
na kurz strzepany
z palta nowego milenium,

a ratusz oddechu wolności
skupił idee marki najczystszej
w gatunku słonych wód
tu widziałem Człowieka
widziałem Człowieka tu
Nauczyciela i Mistrza
dryfował na krze
rozbitej z lustra weneckiego pośpiechu

który ukuł nazwę i zdefiniował pojęcia
na nowo

rzeczy są tylko przedmiotami
a przedmioty tylko zasięgnięte oraz zapożyczone

a przecież są z nami
pasterze konwencji
z kupieckich rodzin
kreowani labilni gile lobeliami
z antraktu

o grobowcach większych niż źdźbło w oku
albo metonimia w wierszu

usytuowani na czele
wiecu o pokój na ziemi
i prawdę na ustach

gryzący vanitas wynikający z Biblii
nie dla ubogich

doczekałem wilgoci na gałęzi
i kiedy twa kropla łzą
uderza o bruk,
to jakby drgnienie ziemi
w zapalczywym marszu po nicość

ukrywam przed ludźmi
przekonanie,
ukrywam przed ludźmi skrupuły i obiekcje,
że nie jestem stąd
ale jakby posłani
chcą wchłonąć

tony, echolalie, warkot
solipsyzmu ramion
na krzyżu których pozostawiłem zbawienie
i zamienić wszystko

w rejestr braw
co tyczy się udziału człowieka
i zanieść tam,
zanieść tam
tym samym epoletom sołdatów rymu
którzy syrenom

straży honorowej
wytaczają działa

w sandałach poszycia wiatru

najcięższego kalibru
zubożone
kilofy i uncje

Prawdy

gdzie łączy nas dłuto
wyzionięciem
ducha

skąd przyszedłem
dokąd odchodzę

Poem versions


 
COMMENTS


My rating

My rating:  

My rating

My rating:  
22.08.2025,  Ula eM

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  
21.08.2025,  Rafał Gatny